Bo choć Ana Martin twierdzi, że i w Polsce ostatnio święta to nic więcej, tylko reklama, to myślę, że tu na pewno jest bardziej na brązowo. Poczynając od bardziej niż brązowego, bo aż czarnego Piotrusia, o którym pisałam tą listopadową nocą rok temu (choć dzień właśnie przyświeca, ale noc brzmi bardziej poetycko), po sklepy z czekoladą, które po prostu szaleją, by przyciągnąć konsumenta, mówiąc językiem rynku i marketingu. I to nie tylko tego małego, nieświadomego łasucha, ale także dorosłego, świadomego zagrożeń cholesterolem, laktozą oraz glutenem gurmeta. Takim słowem posłużyła się ostatnio Ana. Brzmi ładnie i świątecznie, jak indyk gulgul.
Więc rządzi tu ta czekolada, brązowa i biała, a że odliczanie grudniowe czas zacząć - każdy ma już swój kalendarz z okienkami. Ale na szczęście rynek nie lubi pustki, podobnie jak natura, ciekawe, co było pierwsze zresztą - no ale że tę pustkę, którą jest dziura pełna osób pragnących kalendarza, acz czekolady jednak niejadająca, trzeba było czymś wypełnić - powstają najdziksze pomysły.
Roman przykładowo kupił zielony kalendarz na stacji metra. Pani Amnestia mu to sprzedała, a stał przy niej jakiś pan, ale chyba naprawdę nie nazywał się International, bo to by było wyjątkowo głupio. I ładny ten kalendarz, ale to jednak nie to. Nie po to się wyjeżdżało, by znaleźć pod choinką coś, co można bez problemu dostać w promocji w biedzie. Takich prezentów to ja nie lubię.
Roman przykładowo kupił zielony kalendarz na stacji metra. Pani Amnestia mu to sprzedała, a stał przy niej jakiś pan, ale chyba naprawdę nie nazywał się International, bo to by było wyjątkowo głupio. I ładny ten kalendarz, ale to jednak nie to. Nie po to się wyjeżdżało, by znaleźć pod choinką coś, co można bez problemu dostać w promocji w biedzie. Takich prezentów to ja nie lubię.
No to ja mam dla ciebie prezent Ksenia, raduje się Ana. Patrz, co się właśnie ukazało, i to na naszej dzielnicy. Kalendarz policji okręgu południowego, co to obejmuje sobą trzy dzielnice: Anderlecht, Forest i nasz ulubiony Sanżil. 12 chłopa - podobno nago.
Naprawdę? Pokaż pokaż, wołam. Tu to tylko zajawka, dla prasy. E tam, ściema, w spodniach są...Ksenia, przecież inaczej to by było porno, tłumaczy Ana. To reklama, żeby zachęcić do kupna. Ale czy bardziej by nie zachęciło, jakby od razu na golasa wyskoczyli? Nie wiem, śmieje się Ana. Romana spytaj.
A Roman jakiś takie niepewny, jak za przeproszeniem polityk jakiś polski, jak go pytać o wynik wyborów samorządowych. Już gazetą zakryty i zmienia temat delikatnie. Mianowicie, cytując komisarza z Sanżila, k†óry opowiada, skąd ten fantastyczny pomysł na golasowy prezent gwiazdkowy. A to stąd, że policjanci chcieli jakoś wesprzeć dzieci-ofiary wypadków, a dokładniej mówiąc - ich stowarzyszonych rodziców. To już nie było innych sposobów, dziwi się Ana? Radzili, radzili i uradzili, kątempluję. Nawet nie oni, doczytuje Roman, tylko pierwsi na podobny pomysł wpadli brukselscy strażacy. Widać się sprzedało, skoro policjanci biorą z nich przykład. Hmm. A kto to kupuje?
To właśnie jest zagadka. Bo kto chce mieć gołego policjanta na ścianie, pyta Roman. No, Ksenia szukała oryginalnego prezentu, to może? Nieee, krzywię się. Ja to takich mięśniaków nie lubię. Wolę poetów, delikatnych i miłych. Tych tu to można by zaproponować w naszych więzieniach po sąsiedzku. Dorobić jakieś nośne hasełko, w rodzaju: twój policjant zawsze przy tobie i dodawać do paczek świątecznych. A co ładniejsze zdjęcia to można by nawet wyciąć i zachować na zawsze, tak jak robimy ze zdjęciami Iwonka. Choć te akurat wszystkie po polsku porządnie ubrane.
No comments:
Post a Comment