Monday, 17 November 2014

(222) środa w sobotę

Podobno dla czytelnika najważniejszy jest początek, a na początku stoi zazwyczaj jak byk czy inny wół  - tytuł. To żem wam dała do myślenia, co? O środzie w sobotę prawie w niedzielę. Myślimy myślimy...Trudne, co? Podpowiem: to człowiek. Ciekawy. Bardzo.
Aaa, już wiem, olśniewa Romana: spotkanie z ciekawym człowiekiem się odbyło wczoraj! Ano tak. Brawo. Co tu ukrywać, jak mężczyzna pomyśli, to jednak insza jakość. Przypomnijcie mi, kto to był? Ciekawy człowiek o nazwie dodatkowej, a może głównej nawet: kobieta. I miała oprócz tego na nazwisko tak, jak jeden z dni tygodnia. Który? To już wyższa szkoła jazdy. Inna zagadka. Insza inszość jednym słowem.
O tej inszości wczoraj było właśnie. Ciekawie bardzo, no ale czego się spodziewać, gdy przyjeżdża ciekawy człowiek, do tego kobieta? Ana Martin mnie zaciągnęła na to spotkanie, a jechać trzeba było przez tyle dzielnic, że sama już nie wiem. Wysiadałyśmy gdzieś koło Montogomerów, znaczy się: daleko. Potem hajda do centrum sztuki, co jest  chyba zarazem świątynią książki, a może i dumania, daszek od altanki w końcu stoi jak byk czy wół, gdzie już zebrane różne panie młodsze i starsze. W sensie: niektóre młodsze od Any, o co niełatwo, ale wszystkie hurtem starsze ode mnie. Mądre pewnie. Niejedna, że przypomnę, zgodnie z tym, co u fryzjera zasłyszałam, pewnie i z samego Szumana, przez który też zresztą przemknęłyśmy wozem. I tunelem, ku radości Iwonka. 
Tak właśnie i owszem, takie to wysokie towarzystwo się zebrało! W tej altance. Na przedzie, pośrodku, ciekawa kobieta. Chwilami z mikrofonem, chwilami bez, w zależności od tego, czy się psuło, czy nie. Ale słychać i tak było dobrze, bo cisza jak makiem zasiał, przynajmniej w naszym stronnictwie po boku. A to dlatego, że ciekawa kobieta mówiła w tę pamiętną sobotę o rzeczach najważniejszych, jak szeptem mi podpowiedziała Ana: wolności, równości, sprawiedliwości i wszystkim, co się z tym łączy. W tym także o dżender. Olala!
Wszystko pod kryptonimem feminizmu, przecież to spotkanie Any, przypominam. Ale nie szkodzi mi to ostatnio wcale coś. Chyba ten Sanżil tak na mnie wpłynął, ani chybi będzie? Jedyna szkoda z płci i krzywda ludzka wręcz wynikała tu dla naszych domowych mężczyzn i mężczyźniątek, bo co oni winni, że feministki zorganizowały spotkanie dla kobiet, mniej lub bardziej ciekawych, mniej lub bardziej feministycznych, ale na pewno rodzaju damskiego, a dżenderu kulturowego kobiecego. I tak Roman przykładowo nie mógł przyjść, choćby dlatego, że dżenderowo poprawnie zajmował się Iwonkiem. Co z kolei było niezgodne z uświęconą polską tradycją. Mówił o tym ostatnio taki jeden profesor, co u Any wywołało grymas wstrętu i prawie palpitacje, jak tylko pomyślała, że taki słynny, a tak plecie.
Trochę się uświadomiłam na tej środzie w sobotę, nie ma dwóch zdań. Teraz sobie myślę, że warto chyba, by taka środa w sobotę albo nawet niedzielę miała miejsce częściej. Dla wszystkich razem, miedzynarodówki międzypłciowo-feministycznej. Ana twierdzi, że droga długa i to nie za naszego życia.
Roma dżenderysta widzi u mnie natomiast inną zmianę: że przez przypadek wyszedł mi tytuł prawie jak słynny reportaż jakiegoś tam wróbla. Pisarza podobno. Prawdziwego. Męskiego rodzaju, ale o dżender już chyba innym, a przynajmnie tym inszym, o czym głośno w Polsce mówić nie wypada. Takie to insze inszości dziś.

No comments:

Post a Comment