Friday, 28 November 2014

(226) dudu

Nie to nawet, bym nagle zaczęła się uczyć we wzmożonym tempie dialektu, w którym to śpiewa nam Iwonek. Nie to, bym chciała mu dorównać, inteligęcję ąę o ma on pewnikiem po Anie Martin i może kawalątek po Romanie się trafił, więc geny i nic na to nie poradzę. Ale w słownictwie mogę się przy nim podciągnąć, dlaczego nie. Choćby taki nukis. To dudu.
Co, też nie wiecie? Widać nie z Sanżila, choć nukis na Forest. Żłobek taki. Żłób, jak mawia babcia Iwonka, która pochodzi z minionego systemu i jako taka w żadne tam dobroczynne wpływy żłobkowe, po lokalnemu: kreszowe, nie wierzy. Tymczasem one są, choćby pod postacią bezwolnego przyswojenia sobie dialektu francuskiego, czasami nawet dodatkowo tego drugiego lub wręcz pisma arabskiego w przypadku tych zdolniejszych pewnie, bo stamtąd większość opiekunek. A to się na pewno opłaci w nowym, zglobalizowanym świecie, gdzie nowe gospodarki itepe. 
Ja jestem przykładem, że czym skorupka za młodu, tym na starość. Uczyć się muszę cały czas i Sanżil z Belgią zadziwiają co krok. Na przykład dowiedziałam się dopiero teraz, a jużem w trzeciej dekadzie, że my tu jesteśmy przytulankowym zagłębiem i mocarstwem. Normalnie artykuł o o tym napisali, że tutejsze pluszaki sprzedają się świetnie nie tylko na Sanżilu, w sąsiadujących gminach sąsiednich, lecz także za granicą w nowym, zglobalizowanym świecie. A wszytkiemu winne właśnie nukisy.
Jest taki sklep na Luizie, przypomina sobie Roman. Dziwne, że wypatrzył, bo akurat na sklepach niemotorowych i nierowerowych to on się nie zna. No ale może za młodu czymś nasiąkł i stąd ta szeroka wiedza przy schyłku - nie wypominając - czwartej dekady. Tak, jest, z bardzo drogimi i bardzo milutkimi ubrankami dla najmłodszych. Gdzie nie kupujemy, ale czasami oglądamy i wychodzimy, bo wiemy, że to pokusa na kilka tygodni i naprawdę nie ma co. To Ana dogaduje, bo Roman to by pewnie kupił, ale jak szlaban - to szlabant. Nie da się i już. Za to inni kupują, właśnie te przytulanki. Po lokalnemu, choć Luiza na Ikselu - dudu.
Dudu były kiedyś wyłącznie włochate, ale odkąd nukisy wzięły się do roboty, powstał nowy model. Mianowicie składający się w 80% z weluru, w 20 - z bawełny, z haftowanych oczu i poliestrów. Tak wynika z metki odczytanej na głos przez Anę. Z naszego dudu, a raczej Iwonkowego. Eksiwonkowego. Bo mamy jednak, Ana pognała do szafy. Nie to by Roman broń Boże zgrzeszył i kupił, nie - Iwonek dostał prezent na bogato. Ale za stary był, to czeka na nowe czasy, może utrafi w gust i potrzebę dudu. 
Nukisy dzieci pokochały. I rodzice też, bo włosy nie wyłaził garściami i wszędzie się nie pałętały. A to był tylko początek. Biznes powstał cały i gałąź przemysłu. Bo od tego czasu wśród belgijskich hitów eksportowo-peweksowskich przybyły takie stwory jak niejakie krapaki i pogromcy strachów. Jedni bardziej poduszkowi, z wybałuszonymi oczyma i wyszczerzonymi zębami, drudzy - cali w bliznach po ranach w starciach z dziecięcymi strachami. Ale działa. I to bez jakiejś szczególnej reklamy - chyba, bo tiwi u nas brak. Myślę, że jednak na zasadzie szeptanej. Z uszka do uszka w czasie sjesty na leżance.
Może nowe, co to u nas powoli nadchodzi, będzie bardziej podatne na dudu i smoczki, bo Iwonek grymasił w tym temacie akurat i nie chciał, to i my, w trzeciej, czwartej i piątej dekadzie życia się czegoś od niego już na starcie nauczymy. A jak nowe nie będzie chciało - też dobrze. Zdrowiej. Taniej. I Romanowi się nie dostanie za rozrzutność. Same korzyści.

No comments:

Post a Comment