Później niż większość supermarketów i tym podobnych sklepików, ale i ja zaczęłam już temat świąteczny. Co prawda dopiero w listopadzie, ale lepiej późno niż wcale, nieprawdaż? To dziś dalej w kółko maciejko o czekoladzie, bo o czym tu na Sanżilu pisać? Szczególnie że śniegu ani widu ani słychu i nadal nie ma jak łamać pióra nad drogowcami i amatorami białego szaleństwa.
Tymczasem czekolada trzyma się mocno. A ostatnio nawet mocniej. I to procentuje Sanżilowi i reszcie gmino-komun też; podkreślam, bo Ana Martin doniosła wczoraj, że taka jedna dyrektorka wątpiła na głos co do tego, gdzie to my mieszkamy. A gdzie niby? W sercu samym, choć w sercu to Polska powinna być tylko i wyłącznie, dokładnie mówiąc. A tak to nieco tej czekolady się wlało. Płynnej, niezastygającej, bo tu to są takie wynalazki pod tym kątem i względem, że mucha nie siada, a czekolada naprawdę nie zastyga, w tych pralinach i pomadach znaczy się. I jakby tego zbytku było dość - właśnie doszedł nowy wynalazek. Niezastygający.
Trochę już was naprowadziłam tymi procentami, no ale jeśli jesteście właśnie po katarzynkach, czyli andrzejkach dla kobiet, to może i trzeba mocniejszych argumentów. Jak np. wiski. Nie, nie wiśki, jak tu na artystkę jakąś za namową Any poprawia mnie tu strona, lecz wiski, no, tego angolskiego napoju.
Jakiego angielskiego, głównie szkockiego albo irlandzkiego, Ksenia, jeszcze cię za kanał nie wpuszczą jurostarem za takie bluźnierstwo, poprawia Roman, amator białego szaleństwa i nie tylko, jak widać. I pisze się: whisky. Czyta różnie podobno, w zależności od rodzaju Anglii właśnie. Ale to nieważne we względzie pralin. Bo nowina polega na tym, że w pralino-pomadach whisky nie trzeba teraz mieszać z cukrem. Można się do woli rozkoszować ohydnym, gorzkim smakiem. I to nasi to wymyślili! Nasi z Sanżila i innych gmino-komun, belgijski skarb narodowy.
Na święta będzie jak znalazł. Do kielicha albo zamiast. Bo naprawdę mamy praliny niezamarzające. Opatentowane już nawet skwapliwie. To mnie akurat nie dziwi, kąśliwie kątempluje Ana, alkohol to się akurat zawsze sprzeda, nawet w tzw. kryzysie. No ale powiedz, na czym polega ten wynalazek? Na nowoczesnej konstrukcji praliny, że tak to nazwę. Co z kolei jest owocem wielu lat eksperymentów. Sekret polega na szczelności.
Z grubsza wygląda to tak, że najpierw robi się z czekolady normalną otoczkę. Kadłubek, podpowiada ze śmiechem Ana, no co się tak patrzycie, naprawdę to się nazywa tak, jak kadłub łódki. Kuk. Coque. Kadłubek zasycha. Potem wlewa się w środek drugi kadłubek z masła kakaowego. W niego alkohol.
Ale jak to zamknąć, zastanawia się Roman? Według pana wynalazcy Paskala nic trudnego. Wystarczy masło kakaowe w proszku. Nałożone strzykawką. Na to kadłub z czekolady. Gotowe.
I ten alkohol naprawdę tam chlupocze? Podobno tak. Hmm...ciekawe. Spróbujmy! Ja wam spróbuję, grozi palcem jak jakiś zły Mikołaj lub lokalny czarny P. Ana. No dobra, po jednej możecie.
Wiecie, co jest najciekawsze w tym projekcie, doczytuje Roman? Mianowicie, że ten Paskal odkrył, że masło kakaowe ma pamięć! I już wie na zaś. Masło, znaczy się. Ale co wie, dopytuje Ana Martin, nasz domowy niedowiarek. Podobno, że ma zastygnąć, ale nie uszkadzając alkoholu. Grzeczne i mądre to masło, kręci głową Ana. Prawdziwy cud wigilijny się szykuje. Zresztą niejeden on w naszym domu na Sanżilu, i w jego sercu wręcz.
No comments:
Post a Comment