Wednesday, 18 April 2018

wipy

Wchodzimy. Tłum się kłębi. Ja do tyłu, Ana do przodu. Do wipów.
Od razu podbiega do niej rączo jedna komisyjna sarenka i - oceniwszy zielone cekiny na torbie oraz różowy pompon na piersi Any, a właściwie nad nią - piersią - od razu uznaje, że do komisji to jeszcze jakoś ukradkiem, ale do wipów  - to się Ana na pewno już nie nadaje. No bo jak z takim wyglądem, bo jak, że już o gumce na resztkach grzywki dwukolorowej: żółto-czarnej, a nie biało-czerwonej, co by jeszcze jakoś podpasowała -nie wspomnę, bo wstyd, kto to takie włosy widział, na pewno nie na komisjach.
Ana na to uprzejmie do sarenki, że owszem, czuje się wipką jak najbardziej, a dlaczego nie niby?
Sarenka miło, bo miła jest, i to nie tylko po szumanowsku, czyli poprawnie, ale tak po ludzku, zwykle, że pan prezydent, bo formy to już szumanowskie ma na całego, heloł, coś w krew wchodzi koniec końców, bo z kim przestajesz itepe itede - a więc że pan prezydent ów sześciu swych wipów, innych jakichś, wprowadzi, i oni tu zasiądą. I one - oby! - myśli se Ana równościowo, jak ją znam.
Ana odpowiada spokojnie, że ona wtedy się dogada po wipowsku we własnym zakresie. Bo głupio to wygląda, przyzna pani chyba, że lud się tłoczy, a tu sześć pustych foteli odstrasza rezerwacją.
Sarna rozkłada ręce, że trudno. Raciczki sarnie, tak się to zwie. Takie życie.
Lud karnie się tłoczy nadal, nie śmie zasiąść.
Ana śmie, jak to Ana. I sarna to widzi. I kapituluje przed Aną. I stwierdza, że okeeeej, z przedłużonym i pytającym e, mając nadzieję, że nikt, co tam nad nią na komisjach robi, nie zauważy jej braku kompetencji, a i Any lepiej zresztą nie, z tą fryzura, pomponem i cekinami.
Ana na to, że więc okej.
I siedzi twardo.
I wysiedziała. W pierwszym rzędzie. I zaprosiła. Na kongres. Co to zaraz już.
A tak w ogóle - to cekiny z torby do tego akurat prezydenta pasowały.

No comments:

Post a Comment