Nie no, tej Anie Martin to zupełnie odbiło, mówię se w duchu, przysłuchując się temu, co to się rozgrywa na łączach telefonicznych.
Wyobraźcie sobie, że Ana Martin ni mniej, ni więcej, tylko zupełnie w ostatniej chwili pragnie się zapisać do fryzjera do Wiecznie Młodej Farmy Piękna.
Naprawdę, tak se wyobraża, że zadzwoni, a oni jej przyklasną, jak gdyby nigdy nic i przyjmą.
Gdzie się ona uchowała, ta Ana, naprawdę, wzdycham, i gdzie to ona widziała, by fryzjerka miała czas tego samego dnia, albo jutrzejszego nazajutrz, o sobocie nie wspominając.
Więc Ana dzwoni:
- Aloooo? rozlega się znad suszarki, że aż ja słyszę szum.
- Dzień dobry. Chciałabym powiedzieć, że nie mogę jutro przyjść o 10.30. Czy zamiast tego mogę przyjść dzisiaj? Tak na szybko? To zajmie chwilę. Chciałabym obciąć kilka kosmyków (jakby Ana miała więcej co zresztą ciąć, między nami tak, sami zresztą widzieliście zapewne).
- Alooo? nic nie słyszę? Se ki? Isi, se le kłafer isi!
- Dzień dobry.
-A dzień dobry. To jeszcze raz. Co miało być?
- Szybkie podcięcie.
- Kup braszin? Kiedy miała przyjść?
- Nie kup braszin. Żaden braszin. Podcięcie tylko.
- U nas kup braszin to ta sama cena i tak zapisujemy. W pakiecie mamy. Kiedy miała przyjść?
- Jutro.
- Jutro kup braszin. Jak się nazywa? I co zmieniamy?
- Ana. Nie mogę o 10.30.
- Ana po prostu. Po prostu Ana. Wykreślam. To na kiedy przełożyć?
- Właśnie: czy mogłabym wpaść dzisiaj? - próbuje Ana ponownie nieśmiało.
- Dzisiaj? No co pani. Jakie dzisiaj! Absolutnie nie!
- To może w sobotę?
-W sobotę, coooo? Ależ skąd! Nie ma absolutnie nic!
-Nawet przed ósmą?
-Absolutnie nic, mówię przecie! W ogóle nie ma terminów na razie. Nic a nic! Absolutnie! Dopiero za tydzień. Do widzenia. O rewłar!
No comments:
Post a Comment