Monday, 14 May 2018

korne

Codziennie prawie że, gdy szczęśliwie udało się nam wyjść z placu zabaw, bo skądże to miałybyśmy niby wychodzić w normalny majowy dzień poszkolny; no to to gdzie się udajemy? A wraz z nami - dzieciarnia w liczbie dwojga? W otoczeniu dwóch rowerów, czterech butelek z wodą, dwóch plecaków, jednego wózka i bardzo licznych rozmów?
Na lody na wysokościach.
Aroma. Piekarnia z lodami. Takie cuda to u nas na dzielnicy.
Bo lód jest wysoko w górach, prawda mamusiu? dopytuje Groch. Sto to wysoko? To pasuje do lodu i lodów, co?
Tak. Proszę, pasuje jak ulał do naszej lodziarni położonej na wysokości 100 m.
Aroma, ani chybi. Mówiłam!
Bo lody są, co są z altitud są mamusiu to sto? Sto lodów, co je zjadłem? Jedynka i zera? Ale co ulało się tam? Lody na te zera się wylały?
Zgadza się. Jedynka i dwa zera to sto. Są. Cent.
Cent? Jak taki cent, co się nim płaci za lody?
Taka sama setka, dosłownie. W nazwie najwyższego punktu Brukseni. Informacja dla dorosłych. Altitude 100.
Na nim lodziarnia. 
Dzieciarnia uczona w językach taka, że sama zamawia. I dla nas też. Ho-ho! Podam przykład:
Korne, silwuple.
A jakie smaki?
Oj, to muszę zrobić wyliczanie. Poczekaj mamusiu. Pis pot la karot…
A ja chcę pistacjowe w korne, proszę pana. Mesje, silwuple, widzi szansę dla siebie Groch i pierwszy wybiega na taras, niebędący wcale tarasem, tylko rogiem ulicy. Zresztą sami se sprawdzicie. Aroma.
O nie, ja też chcę być pierwszy! Szokola e wanij, silwuple!
A wy sobie same zamówcie już. Nie mam czasu mamusiu i Ksenio. Muszę lizać, bo spada!

No comments:

Post a Comment