Przepraszam za spóźnienie, uprzejmie kłania się w pas Dejwi Dżi, jak już Ana do niego dociera. Sam jestem całe dni i troszkę zaspałem. Co mogę zaproponować?
Kawę, mersi. Ale proszę se nie robić kłopotu, dodaje jednocześnie Ana.
Silwuple, żaden kłopot.
To jeszcze nie udało się znaleźć nikogo godnego zaufania do pracy?
Teraz mam jedną apronti, wreszcie! Ale dwa lata robiłem sam. Już nie wiedziałem, w którą głowę ręce wsadzić. Rząd do tego doprowadził, że się nikogo nie opłaca zatrudniać. To i wszyscy na czarno robią.
Wczoraj na przykład miałem nalot ekipy. Siedmiu policjantów przyszło, wyobraża sobie pani?
Siedmiu na pana zakład? A po co siedmiu, skoro sam pan tu pracuje?
Cały czas takie naloty teraz robią. Wszędzie. Już policja tylko to robi, zamiast porządku na ulicach pilnować. Ale co się dziwić, skoro takie podatki porobili, że trzeba mieć nie wiadomo ile, by kogoś zatrudnić.
Weszli cichutko, a ja do nich: mesje, sam jestem, niech sami zobaczą, ile klją siedzi i czeka. Pokaże papiery, ale potem muszę strzyc dalej i balejeżować, by przed północą zdążyć.
Oni, że tre bjan, tylko się rozejrzą.
Wszędzie węszyli, mówię pani. Wszędzie.
Ale szybko wyszli. Na cicho. Pełna kultura.
A apronti co na to?
No nic, ona na legalu. Za nią płaci państwo, to mogę ją przyuczać, szkoda by było, jakby miała się zmarnować. Ma fach w palcach. Teraz rząd niech jej tylko nie zablokuje!
No comments:
Post a Comment