Bonżur bonżur pada zza masek. Z jednej strony Ana Martin, z drugiej Adwokat. Nie przy stolikach w mietce, tylko na nogach na targu. Jeszcze można.
Sawa, bo jakże inaczej. Sawa tre bjan, e wu?
Me łi. Mła sawa. Ale martwię się, co będzie ze wszystkimi ludźmi pracującymi w orece. Wu osi?
Ja też. To że my se nie zjemy obiadu w mietce, to nic. Ale co z nimi? Co z tysiącami pracowników? Właśnie byłam u kierowniczki mietka i okazuje się, że nie mogą robić na wynos, bo w statucie nie ma słowa o ąporte. Emporter interdit, w pisowni. Non existant meme, bym dodała.
No właśnie. Tu statut, tu wirus. I co?
On fait avec. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, na nasze. Powiedzieć łatwo.
No comments:
Post a Comment