Bu-wet de po-lo-ne. mer-si. La pu-bel pur le kanet se truw o kłan de la ru.
Uff, łatwo nie było, ale same i sami widzicie, trochę sylab, a w nich liter na dodatek, się nazbierało. Akcentów nie zliczę i nie uwzględniam nawet.
Że to wszystko po francusku - to już nawet nie wspomnę. Dialekt już dawno żeście se wykoncypowali, by zacytować Anę Martin, i pewnie nawet zauważyli, że to wcale nie flamandzki, tylko waloński tak w ogóle.
Może i znaczenie już odgadliście.
I odgadłyście oczywiście. Żeby było krócej - do końca tekstu będę się posługiwać już jedną formą, żeńską dla odmiany.
Odmiana piękna i dosłowna. O nazwie poniżającej - niemęskoosobowa. Tak się to nazywa w polskiej gramatyce - wiedzie po nas wzrokiem Ana Martin. Staram, ale coś tam pamiętam.
Wróćcie do merytum, nawołuje nas Roman. Chętnie, tylko gdzie wrócić?
Do meritum. Sedna sprawy.
Ach sedno! Oto ono, dno to: taka kartka oto rzuciła mi się w oczy, jak to żem po kreszach i ekolach zboczyła na Ukle chyba.
Na Mejerbera dokładnie, gdzie stoi najczystszy aldik świata, o którym to jużem nawet raz pisała.
W każdym razie idę se Mejerberem, który jednak - po sprawdzeniu - nie jest luksusowy uklowski, lecz swojski prawie że, nie sanżilowski, lecz forestowy - a tam taka oto kartka w oknie.
La buvette des Polonais. La poubelle pour les canettes se trouve au coin de la rue. Tak to idzie w ajfonie na fotosie
Apel do Polaków, tak?
Tak.
Czy ja dobrze rozumiem, że ten ktoś, kto to napisała niebieskim pięknym pisakiem, jakby zapewne stwierdził Iwonek, prosi Polaków z Sanżila i okoliczności, by wyrzucali puszki do kosza?
Owszem. Miło prosi, ocenia Ana Martin. Rozumiem i w pełni popieram. Też bym nie chciała mieć pubeli dla puszek po piwsku pod naszym oknem. Brr. Tylko kupy psie są gorsze.
Patrzcie, jak ta ktoś się postarała - Roman ogląda w ajfonie poczynione przez mnie zdjęcie. Wielkie, wyraźne litery, jakby Iwonek pisał, a przynajmniej próbował. Kartka estetycznie wsadzona do koszulki. Deszcz jej niestraszny.
Na długo starczy. Na dużo piwnych wieczorów.
Od razu widać, że nie nasi pisały tę to inicjatywę.
Smutny to wniosek, co?
Smutny. Obecność polska jest tu niestety po tej drugiej stronie. Brudniejszej i śmierdzącej piwem, a nie w czystej, plastikowej koszulce.
Ale jest coś niezwykle cieszącego - mianowicie, że w narodzie rośnie znajomość języków. I to nie w tzw. tym narodzie, tylko u le i labelż. Przecież jeszcze z 40 lat temu nikt by nie wiedział, że to Polacy se popijają pod tym oknem i owym. A teraz proszę.
Jesteśmy wszędzie!
No comments:
Post a Comment