Kogo to nie było w ten łykend w Owerajzie, no kogo, wylicza Ana Martin, gdy wyżęta jak przysłowiowa dętka w końcu ląduje na Sanżilu?
Wendo raduje i męczy, zauważa Roman.
Że se pozgaduję: na pewno nie zabrakło feministek na ef lub takich, co ewentualnie myślą, że nimi nie są, a tak naprawdę są, bo przecież wszystkie i wszyscy nimi jesteśmy. Na pewno byli i skauci albo skautowie - za płotem, bo nie z nami przecież, heloł, przecież to tylko dla pań! - co to wykorzystali złotą podbrukseńską jesień i udali się na zbiórkę w szortach, bo jakże inaczej. Na pewno nie zabrakło scenek, a w nich teściowych, psów, koleżanek i kolegów z pracy, toalety i kamataranu, czy jak to ma być; kolejkowiczów z lotniska, wspaniałego nauczyciela angielskiego, Nelsona i schabowego (choć później wyleciał, bo jednak nie pasował geograficznie, choć Nelson by nic nie miał przeciw zapewne).
Do tego uśmiechnięty banan, gorąco, bardzo gorąco w każdym pytaniu, kopniaki, ciosy, czochrające się niedźwiedzie, obowiązkowa palma, tarzan, bo lejdi dżejn to chyba jeszcze jednak nie. Wyższa szkoła jazdy, taka lejdi w blenderze.
Wąż z piersiami zdecydowanie przebija jednak wszystkich obecnych. Oraz wujka, co to dyktuje przekleństwa przez telefon.
Ach, i ta rozkosz w głosie, gdy przez zaciśnięte zęby można wycedzić: nienawidzę, jak się do mnie mówi Amela!
Wendo. Co tu więcej powiedzieć, uśmiecha się Ana Martin i idzie spać.
Wendo raduje i męczy, zauważa Roman.
Że se pozgaduję: na pewno nie zabrakło feministek na ef lub takich, co ewentualnie myślą, że nimi nie są, a tak naprawdę są, bo przecież wszystkie i wszyscy nimi jesteśmy. Na pewno byli i skauci albo skautowie - za płotem, bo nie z nami przecież, heloł, przecież to tylko dla pań! - co to wykorzystali złotą podbrukseńską jesień i udali się na zbiórkę w szortach, bo jakże inaczej. Na pewno nie zabrakło scenek, a w nich teściowych, psów, koleżanek i kolegów z pracy, toalety i kamataranu, czy jak to ma być; kolejkowiczów z lotniska, wspaniałego nauczyciela angielskiego, Nelsona i schabowego (choć później wyleciał, bo jednak nie pasował geograficznie, choć Nelson by nic nie miał przeciw zapewne).
Do tego uśmiechnięty banan, gorąco, bardzo gorąco w każdym pytaniu, kopniaki, ciosy, czochrające się niedźwiedzie, obowiązkowa palma, tarzan, bo lejdi dżejn to chyba jeszcze jednak nie. Wyższa szkoła jazdy, taka lejdi w blenderze.
Wąż z piersiami zdecydowanie przebija jednak wszystkich obecnych. Oraz wujka, co to dyktuje przekleństwa przez telefon.
Ach, i ta rozkosz w głosie, gdy przez zaciśnięte zęby można wycedzić: nienawidzę, jak się do mnie mówi Amela!
Wendo. Co tu więcej powiedzieć, uśmiecha się Ana Martin i idzie spać.
No comments:
Post a Comment