Dodajmy tak w ogóle, dla tych, co ie wiecie - że bywalcy Mietka, co to nie na Sanżilu, tylko w Foreście- są w wieku Any przynajmniej, co najmniej, no co, też tak można, czyly nawet nie idzie zliczyć, ile wiosenek mają na karku.
Tak więc mimo, że Sanżil za rogiem, ojczyzna matczyzna eko bjo stitfudów i innych takich dziwactw rodem z XXI wieku - mietkowscy wcale nie we-że, o nie.
No i teraz nie wiedzą, co jeść, szczególnie, że i megre kaczkowy na wykończeniu, innych sugestyji sugżestion brak, jezu, głodni wyjdziemy, pyta się w duchu ta i ów.
Bo co na to we-że w ogóle można zjeść?
Małe dynie angusy.
Że co? Nygusy?
A nie, przepraszam, blekdżeki.
Że jak? Czarne co?
O Jezu, wzdycha Ahmed. Małe dynki takie. Jedzcie. Nie strujecie się - widać po minie, że ma ochotę rzucić w przestrzeń.
Kasjerko! - wzywa pomocy.
Nadchodzi i obezwładnia stolik : moje kochane! Nasza laszef uznała, że pora na dobre wprowadzić we-że. No i tarfiło na czwartek. Zamawiajcie. Dziś tylko to. Mam jeszcze dwa megre, to możecie losować. Ale polecam blekdżeki.
Pyszne są. Mniam!
No comments:
Post a Comment