Saturday, 6 October 2012

(17) stąd

Ksenia, a gdzie ty żeś się podziewała i jak ty wyglądasz, niebożę, załamała ręce Ana Martin, gdy po roku pokazałam się w jej drzwiach. No normalnie, mówię na to, trzeba było jechać do Łap na gwałtu rety, to pojechałam. Bez słowa, prawda. Nieładnie. Sytuacja taka się zrobiła nagle z Waldkiem, że normalnie wstałam w nocy i wyszłam. Autobus jeździ co sobotę, to na poniedziałek byłam w domu. To było rok temu, ale czas leci! Wiem, że Ana Martin się martwiła, a Roman nawet był na policji w Sanżilu. Głupio mi było tak uciekać, więc z nerwów nic nie napisałam. Dopiero na święta napisałam na żeesema, że wszystko sa wa i że trochę to potrwa. I że zobaczymy.
Ale wróciłam. Musiałam sprawdzić, czy Ksenia jest jeszcze stamtąd i co z Waldkiem. Już wiem. A więc - Ksenia już nie jest stamtąd. Jest stąd. Swojska, znaczy się  - z Brukseli. A Waldek - stamtąd, i niech tam siedzi. Oraz znaczy to, że będę pisać dalej. Może nauczę się francuskiego albo tego drugiego języka, chociaż może nie trzeba, bo to prawie jak niemiecki, a tego to akurat nieco liznęłam, gdy pracowałam przy polowaniach w Białowieży.
Może Kseni trzeba szukać już w Brukseli? Pamiętam, że jak powiedziałam Anie Martin, że szukam siebie, chcąc brzmieć jakoś tak podniośle i autentycznie, jak ktoś z Bitwy na głosy albo Mast bi de muzik, Ana zaśmiała się i spytała, czy w takim razie dzwonię z Indii? Nie zrozumiałam, o co jej chodzi, w sumie z Łap bliżej do Azji, niż z Belgii, ale kto by tam jechał, ohydnie gotują, gorąco i robaki. Zresztą jak się zastanowić, to w sklepikach na Ikselu może i bliżej do Azji, niż w Polsce? Śmierdzi w każdym razie jak tam zapewne i dziwne rzeczy sprzedają. 
Jestem więc z powrotem w Belgii. Coraz więcej polskich sklepów, nowe towary, nowe twarze w kościele. I ja jakby odnowiona. Już stąd, nie stamtąd. Brawo Ksenia, mówi Roman. Bo nie można żyć naraz w dwóch miejscach.



No comments:

Post a Comment