Tuesday, 9 October 2012

(19) wózkowa

Ana Martin podsunęła mi pod nos pewne czasopismo, nie czytuję takich, ale zrobiłam wyjątek, bo stała nade mną i nie popuściła, póki nie przeczytałam do końca. Poza tym było słowo ekstra w tytule, co brzmi światowo, myślałam, że będzie o gwiazdach, ale płonne nadzieje. Żadnych zdjęć nawet nie dali, tylko faceta z wąsami, dość nieładnego.
Ana pyta, co o tym sądzę? Aż cała chodziła z nerwów, często się to jej co prawda zdarza, ale głównie dlatego, że świat jej nie rozumie, albo nasz mały sanżilowski światek, i wtedy można to zrozumieć, bo ona chce dobrze, a reszta tego nie widzi; żeby jednak tak się zżymać z powodu jakiejś pisaniny? Ana mówi, że nie o tę pisaninę chodzi, nawet jeśli podobno słowa wyszły spod pióra jakiegos filozofa czy innego filomena, tylko o puszczenie w Polskę (no i Europę, dodaję, chrząkając znacząco, bo nie po to ruszyłam z Łap, by znowu być w Polsce, nawet jeśli to tylko figura literacka) fatalnego przekazu. 
Nie zrozumiałam, więc Ana krzyczy, chociaż ona podobn rzadko krzyczy, czasami tylko podnosi głos, gdy nikt jej nie słucha; a więc - czy ja naprawdę nie pojmuję, że w kraju, w którym kobiety nie mają za co rodzić, dopiero się wprowadza urlopy tacierzyńskie dla ojców, rząd  - tu Ana aż się zachłystuje powietrzem (jak mały Iwo, gdy żąda mleka: lait! lait! leeeeee!), bo aż jej słów brakuje, by opisać harce z in vitro, wicie się ministrów ze strachu przed klechami (jak to ona nazywa), rząd, czyli zbiór bezjajowych facetów-konserw - a więc że w takim kraju żaden filozof nie ma prawa napisać o kobietach, że są to niemądre, paplające wózkowe. Nawet jeśli jest nainteligentniejszy w całym kraju, co swoją drogą teraz jest możliwe, bo Ana już przecież rządzi na Sanżilu. I że to krzywda i obraza i co robić, gdy nawet mądrzy na oko faceci wypisują głupoty? Tylko usiąść w kącie i płakać, smuci się Ana, ja na to, że w tytule książki było inaczej, rzeka jakaś, ale Ana patrzy groźnie i mówi, bym takich książek akurat nie czytała, bo tylko w głowie mącą i udają literaturę. Żebym lepiej jej posłuchała choć raz (!!!) - jakby się dało inaczej, między nami mówiąc...
Ana leci dalej: jej zdaniem filozof siedział w pokoju, pod blokiem zasiadły jakieś niezbyt mądre kobiety i dalejże gadać o głupotach. Pech chciał, że stały obok nich wózki, dzieci pozostawiono same sobie. Filozof miał do napisania felieton. Zero pomysłu. Czas nagli. Nerwówka. Matki pod oknem palą, paplają, dzieci się drą, ciężko coś tu wymyślić. Szyby drżą. Filozof gna do okna, by je zamknąć, już ma wybiec na balkon i zwrócić uwagę tym na ławce, by pilnowały dzieci, zamiast strzępić język po próżnicy i nagle: eureka (czy ełreka??? co to?)! Jest temat! i zamiast pomyśleć, jak uogólniona nazwa "wózkowa" źle się przysłuży wszystkim Polkom, on, zaślepiony prywatną zemstą za brak natchnienia, dowala poniekąd wszystkim kobietom, matkom, babkom i singielkom też, dając do zrozumienia, że wózek równa się zmiękczeniu mózgu, brakowi ambicji, nieoczytaniu, nieokrzesaniu, że to ogólnie może jeden poziom nad zapitym menelem. 
I Ana mówi, że nie zgadza się z Romanem, który twierdzi, że filozof napisał tylko o tych głupawych babach. Ana mówi, że w takim razie nie powinien był w ogóle wspominać słowa "wózek". Bo Ana i jej koleżanki od spacerów wcale nie są aż takie do niczego. Są po prostu sobą, może nawet głupie, ale nie przez wózek, tylko dlatego, że takie są. Rita stwierdziła nawet, że są na luzie, w porównaniu do matek z innej paczki. No i, wtrącam, Rita i Nina to przecież chuściary, wózki mają, ale mało używają, tylko, gdy już za ciężko od nabombanych leeeee bobasów. A teraz za jednym zamachem co najmniej na rok zostały wózkowymi.
Ana załamana. Ale o nią się nie martwmy, ona da sobie radę. Jakoś mi dziś smutno z powodu innych wózkowych, bez szans na zrozumienie u Romana i potrzebujących wsparcia od państwa, rodziny oraz ludzi nauki, w tym filozofa.

No comments:

Post a Comment