Thursday 24 October 2013

(78) muk

Wchodzę dziś rano do kuchni, patrzę w dół, jak zawsze, by kogoś nie potrącić, kogoś małego, kto się tam ostatnio mości panie, jaki panie, to nie wiem, ale Roman tak mawia, to i ja zaczęłam używać; ciemno o 7 nadal, a w dole już coś do czytania. Normalnie leży sobie jak na jakimś stole nie przymierzając, a to linoleum tylko, pecefał, też już nie mieli naprawdę czym wyłożyć podłogi ci Martinowie, zupełnie, jakby ich komuna nic nie nauczyła, a jak nie komuna - to bywanie w wielkim świecie w Polsce A. Że kafle albo parkiet elegancki by pasował, a nie taka guma zwykła w kwadratach. Jak w metrze, sama widziałam. 
Ksenia, przynajmniej się nie poślizgniesz, kwituje Ana. A ja przecież jestem uważna, i na parkiecie bym dała rada; od kiedy Iwonek pląta się pod nogami, mało co spoglądam w górę, co ja bym miała zresztą tam wypatrzć? Chmury jesienne jeszcze nie nadciągnęły, wszyscy się wokół dziwią, co to za cudowny pogodowo rok na Sanżilu, że dosłownie, i to nie gołe słowa, chodzi się w letniej sukience z gołymi nogami i ręcami w środku jesieni? Złotawej, lecz nie polskiej, choć tu tylu rodaków, że nawet na siłę mogłaby być nasza własna. Szczerozłota.
Codziennie rano krzywię się na widok porozrzucanych tomów, bo nauczono mnie szacunku do książek, nie dotyka się ich brudnymi łapami na co dzień, lecz delikatnie, od święta czytuje, podobnie jak książeczkę, też od święta, w niedzielę, w końcu też książka. Ale Iwonek nie wie, że to świętość, i że ma brudne łapy, łapki właściwie - też nie, więc wszystko na ziemi. Jak na bruku z wiersza. Co więc robię, to oglądam książki z nim, czytamy zawzięcie, co spadnie z półki. Dziś ciekawostka: jakaś ni to gazeta, ni książka, ni pies, ni wydra, na okładce cyfry 2401, z kropkami, albo i nie, ciężko odcyfrować: rok? urodziny czyjeś? godzina? Żaden zegar w ten sposób nie pokaże, więc bzdura zupełna, ale nie mi oceniać sztukę, szczególnie nowoczesne artdeko. Bo te cyfry piękne, z zawijasami, ozdobne. Okładka kolorowa, to i Iwonek zagustował. 
Co to, pytam Any Martin, a ona, że muk. Co proszę, chrząkamy nawet razem z Iwonkiem, on imitując tygrysa, ja z niewiedzy. Muk, czyli buk i magazyn, słowa takie zagraniczne, połączone w jedno, bo że nie rozchodzi się o drzewo i składzik, to sama już rozumiem własną inteligencją. Buk to książka po angielsku, ale pisana przez 2 o. O-o. Magazyn przez i czytane w lekturze to magazyn, ale magazyn do czytania, czasopismo. Tu coś weźmiesz, tu coś utniesz i już nowe słowo, ciekawe, czy się przyjmie, prycha Ana. Muk, pisane mook, też o-o. To nowość w Belgii, kupiłam wczoraj dla Romana, ciągnie Ana, bo Roman ma dość czytania gazet, a książki z Iwonkiem wiadomo, ograniczone, to może to polubi, takiego muka. Ale jak ma to mu iść łatwiej, skoro grubaśne? Grubaśne, bo to slołriding czy rajding, nie zdążyłam zapisać, wolne czytanie, przetłumaczmy i ujmijmy to tak, pamiętasz, jak jedliśmy wolno, to teraz mamy czytać wolno. I dobrze. To reportaże głównie, można więc czytać kawałkami. I delektować się, bo artykuły długie, tak się już dziś nie pisze, wzdycha Ana. Ale reklam nie ma, wtrącam, bo Iwonek przegląda i przegląda i ani jednego aktora wyszczerzonego, już nie mówię, że polskiej gwiazdy, ale choćby jakiegoś lokalnego; ciekawe, z czego się utrzymają? 
Ha, to będzie problem właśnie, wieszczy Ana, no cóż, póki co, cieszmy się pierwszym mukiem w życiu; i pomyśleć, że tyle lat się bez muków obeszło, a jak już są - nie ma kiedy!

No comments:

Post a Comment