Wespół zespół czy zepsuł? Zepsół? Zebsół? Polskie dykcja i gramatyka też potrafią dać w kość, głowę sobie połamię kiedyś. Bo że nie wepsuł ani websuł, to jestem pewna, nikt mi nie wmówi, że w erze łeb20, łeb dwa zero, nie dwadzieścia, w której podobno żyjemy, istnieje takie słowo, po polsku oczywiście, w innych dialektach wolna amerykanka. Ha, i to mimo że łeb pisze się po amerykańsku właśnie web, proszę, następni, którzy mają swoje zasady wymowy-pisowni, kto by to spamiętał? Wespół zespół, dobrze napisałaś, podgląda przez ramię Ana Martin, tylko że w piosence było w zespół, co sensu większego nie ma, moim zdaniem przynajmniej, mądrzy się dalej Ana. W jakiej piosence, kto to by dał radę wyśpiewać, takie karkołomne łamańce? Polak, śmieje się Ana, zwykły Polak z kabaretu. Starszych panów. To ewentualnie, przytakuję, w starych czasach może dało się tak wyćwiczyć język, by giętki był, bo dzisiejsza młodzież, w tym ja, rady byśmy nie dali, czy to śpiewem, czy mózgiem objąć tych zawijasów.
Bo co to zespół w wespół ma znaczyć? Razem. Społem czyli kiedyś. Kiedyś, w komunie? Nie, wcześniej jeszcze, całe stulecia temu, wcześniej niż druga i pierwsza wojna światowa razem wzięte, znaczy się społem. Za komuny, bo tak się utarło Ksenia, poprawia z nauczycielskim zacięciem Ana, to już się tak nie mówiło o grupie, tylko o bułkach. Społemowskich. Innych zresztą nie było, ale jak się dziś zastanowić, to czy inne były nam potrzebne? Te nowe mają tylko więcej glutenu i mniej żyta, a na tamte się krzywiliśmy, mimo że zdrowsze były i dziś na pewno więcej by kosztowały. Ach, wespół zespół podśpiewuje Ana, to senewrati, dodaje z rosyjska.
Jak to ne? Właśnie, że tak! I to na Sanżilu, kto by pomyślał, że młyny historii zatoczą takie koło, że dojadą aż tu. Dojadą dosłownie, i to nawet kołem i społem, wespół w zespół. Roman mówi, że teraz tak trzeba będzie jeździć autem. Społem. Na spółkę. Powstaną takie społeczności, małe społeczeństwa internetowe, w łebie20, na których będzie się zapisywać na społemowską jazdę razem.
Chodzi o to, że na Sanżilu i w całej Belgii wogle, nie wiedzą już, jak się odpędzić od samochodów. To głównie dotyczy Brukseli jednak, Ksenia, prostuje Roman. Codziennie wjeżdża do Brukseli 190 tysięcy aut. W nich siedzi i złorzeczy na korki 240 tysięcy tych, co klną w drugim dialekcie, i 132 tysiące tych, co po francusku. Dwa języki, ale na autostradzie wspólny smutny los stacza.
Czyli jednak zjednoczona Belgia, co? Jak za komuny, wszyscy stoją społem, tylko że wtedy w kolejce na nogach, a teraz wyliczyli w gazecie, że daje to 1,22 osoby na auto. Nie wiem, jak to możliwe, taka jedna osoba i trochę, chyba głowa sama? A głowa głowie nie równa, a co widać u nas chociażby? To tylko statystyka, spokojnie, łagodzi moją wyobraźnię Roman. Policzyli tak, by ludzie pomyśleli i zaczęli się nawzajem podwozić. Od 2016 r. mają nawet zrobić nowe pasy na autostradzie. Nie nowe, Ana, ach ten Roman , co on z nami ma, nie nowe, gdzie by się pomieściły, pomyśl! Z tych, co już są, dziurawe te, zamkną jeden dla aut, w których siedzi jedna osoba, i będą wpuszczać tylko samochody, gdzie co najmniej trójka.
Po czesku i słowacku nazywa się to spółjizda nawet, zamyka kwestię Ana, która ma za sobą epizod mówienia w tym języku, językach, no dobra, było to w innym kraju i stało się coś, że Ana nie chce teraz za bardzo o tym mówić, choć rozumieć-rozumie, i to jak! Spuljizda - z kółkiem nomenomen samochody się kłaniają, z kółkiem nad u piszą więc ci czechosłowacy; by było krócej, wsadzam ich do jednego kociołka, takiego tygla językowego (Ana tak mawia, na uniwersytecie takich słów używają, pardą: słownictwa), w którym będziemy teraz jeździć po Sanżilu. Popieram!
No comments:
Post a Comment