To ci dopiero, wyrwało się dziś Anie Martin w czasie lektury, no proszę! Czy wy wiecie, że Waloni nie są szowinistami? Walonowie, znaczy się? Wyszło to zdanie z ust przewodniczącego izby turystyki, oczywiście walońskiej. Jest też chyba izba flamancka, dz, przeprzaszam, flamandzka, i brukselska, sanżilowskiej chyba na razie nie ma, ale to pewnie tylko kwestia czasu, albo pieniędzy. W każdym razie zaczęło się od tego, że jakiś międzynarodowy przwodnik, książka, nie człowiek, od razu rozjaśniam w umysłach, uznał, że Belgia, jako cały kraj, bo przecież za granicą nie mogą wiedzieć, że taki kraj jak Belgia nie istnieje dla Belgów, mimo że istnieje w polityce, ma króla, polską królową, prezydenta unii i premiera z Włoch, o ile mnie wiedza nie myli, a więc w tym przewodniku o angielskiej nazwie uznano, że tu warto jechać. Do tego kraju bez kraju, można by napisać.
Nie dziwi mnie to, nie raz słyszałam, że na Zachodzie ludzie są ograniczeni bardziej niż u nas w Polsce i Łapach, bo nie kończyli polskich szkół, nawet jeśli by to miało oznaczać, że poszli do szkoły jako sześciolatki. Ludzie na Zachodzie potrzebują skrótów, tak jak my w gimnazjum i na maturze, dlatego Belgia to dla nich Belgia i już. To znaczy tę nazwę wymawia się inaczej, bo tak to chyba tylko na Sanżilu i obok, gdzie głównie nasi. Ci bardziej douczeni, znaczy się. Ale książka się sprzedaje głównie wśród tych, co wiedzą mniej, dlatego napisano w niej, że Belgia jest kul, i wstawiono do szeregu najlepszych krajów-niekrajów, trochę za Brazylią, Mazylią i kilkoma innymi, znanymi głównie turystom, bo przecież nie zwykłym ludziom, którzy muszą gdzieś żyć i zarabiać na chleb.
Za Malezją, widać, żeś w gimnazjum skrótowo się uczyła, geografii na przykład, zgryźliwie wtrąca Ana. To co, za to siedem lat miałam, jak do szkoły poszłam!
Roman poszedł do internetu i faktycznie, stoi jak wół, że Belgia modna. Ale jest już skarga. Bo oto piszą głównie o tych drugich. Flamakach, jak ostatnio podsłuchałam. Ładne i kreatywnie, Polacy to jednak potrafią. Flamaki to ci, co mają drugi akcent. Bogatsi i brzydsi, ale że pieniądze rządzą, to pewnie podkupili przewodnika i napisał, co napisał. A Walonowie, Waloni, Walonki te nasze, nie potrafią, a może nie mają tyle, co trzeba. Ksenia, nie są szowinistami po prostu, mówiłam z rana, strofuje mnie Ana. Szowinistami od szow? Szoł po amerykańsku? Nie, to znaczy, że nie są narodowcami. Patriotami nie są, ojczyzny nie kochają? Nie do końca. Chodzi o to, że nie chwalą się sobą jako kimś wyjątkowym, tak jak Polacy na przykład. A Flamaki? Flamandowie, nie mów Flamaki i innych oducz, to przykre, Walonki śmieszne, zostaw jak chcesz: jedni i drudzy pod względem patriotyzmu przy Polakach wysiadają, obawiam się, obawia się Roman.
Ale przecież ładna ta Walonia, co oni chcą? Owszem, są piękniejsze kraje na ojczyznę, w rodzaju Polska na przykład, a Łapy to już w ogóle, lepsze niż Polska A, ale i Walonka zielona, bo mokra, tu pagórek, tu las, tu dom z kamienia, nie jest źle. Tak też mówi pan z izby turystycznej. Jego celem jest przyciągnąć Anglika, mówi w liczbie pojedynczej, ale chodzi mu chyba o liczbę mnogą, bo co komu po jednym Angolu, nawet jeśli bogaty jak bitels? Angliku Ksenia. Dobra, zwał jak zwał, ale co mu po jednym? Nie starczy. Dlatego pan będzie się starał przyciągnąć też Polaka, oczywiście znów nie tego jednego bogacza z pierwszej setki polityki czy wprost, tylko ogólnego, biedniejszego może, za to licznie występującego. Ten przysłowiowy Polak i Polka powinni dać się złapać na łaterlo, waterloo w piśmie, od wody, deszczu pewnie. Na przysłowiowy angielski deszcz mieliby się złapać? Nie mam pojęcia, czemu akurat Polka i Polak mieliby przyjeżdżać na Sanżil oglądać angielskie miasta, ale jeśli się uda tak wypromować Walonkę - trzymam kciuki. To by było dopiero łoterlo, twierdzi Roman nie wiadomo co.
No comments:
Post a Comment