Thursday, 8 January 2015

(232) okienko

Przybyli ułani pod okienko, śpiewali mi tak za młodu nad kołyską, której nie miałam, ale ładnie brzmi, gdy jeszcze nie tylko nie wiedziałam, co to ułani, która to niewiedza mi została do dzisiaj, ale nawet reszta słów była niezrozumiała. Jednakże cytat zawsze warto mieć na podorędziu, by umaić lekturę. To i umajam opowieść o okienku. W ambasadzie.
Nie w ambasadzie Ksenia, tylko w konsulacie, zgłasza poprawkę domowy prawnik. I nie jest to przynajmniej Ana. Bynajmniej nie tym razem. A co za różnica, wykłócam się. Taka, że sprawy prawne załatwia się w konsulacie, i tamże żeśmy dziś przybyli. Do drzwi. A po przejściu przez bramkę - i do okienka. Ułani czterej.
I zresztą nie tylko dziś, lecz także i jak ci trzej królowie przybyli w deszczu, a nie w śniegu wcale a wcale, we wtorek, i tym razem to pod drzwi żeśmy przybyli, można powiedzieć. Bo zamknięte było, więc się zatrzymaliśmy na progu ojczyzny, bo czyż nie tak? Ale tego zamknięcia wcześniej nie zapowiedzieli żadną kometą betlejemską, tak więc Ana się trochę zdenerwowała, jak to ona, że cała wyprawa z Groszkiem w bagażu na nic. Bo to pod niego było robione, by w Nowym Roku wreszcie zaistniał na poważne w jakichś papierach. Jako obywatel, choć to obywatelek dopiero.
I nie tylko komety nie było, ale konsulat czy też ambasada, bo nie wierzę prawnikom, na słowo, o nie, nie po aferze z podsłuchami, o czym całe Łapy nawet trąbiły, a więc ten urząd - wcale a wcale nie poinformował na stronie internetowej, że 6, szóstego dosłownie, nie pracuje. A my zapomnieli, jak nie omieszkała przypomnieć zgryźliwie Ana, że w Polsce teraz wszystkie święta religijne to świętość nienaruszalna. I że dokumentów wypełniać nie można. Jak w szpagat, skojarzył Roman. 
Szabas dziewczyno, szabas. Nieważne. Niezrozumiałe i tak, czy siak.
Ale nawet, jakbyśmy nie przybyli tylko pod drzwi, ale we drzwi weszli, to i tak by wszystko było na nic. Bo oto jest nowość. Na polskiej stronie państwowej, tak owszem. I nam Polakom, swoim własnym inni Polacy to zafundowali. Może informatycy, może politycy. W postaci e-zapisów. Pod nazwą e-konsulat, więc może jednak domowy prawnik ma rację, albo też na stronie dla zmyłki lub hecy tak dali, bo licho nie śpi. 
W każdym razie wszyscy, którzy chcą coś załatwić w ojczyźnie na odległość, muszą teraz najpierw się zapisać. E-zapisać. papierek wirtualny wziąć. Wtedy dopiero mogą przybywać i załatwiać.
To i my się zapisali i nawet dziś załatwili. Oczywiście e-godzina podana na papierku nie zgadza się w niczym z godziną nie- e, bo zdaje się, że na jedną e-godzinę może się zapisać więcej osób, poza tym jednak wpadają też ci jakimś cudem noworocznym niezapisani. I ustawiają w kolejce przed tymi, co to grzecznie jak ułani przybyli. Nie są -e, za to: beee!
Odstaliśmy więc pod i przed okienkiem także, co nasze. Groszek także, w formie półleżącej odstał. Potem go zapisaliśmy urzędowo, ma się rozumieć, przez komputer ze starym monitorem jeszcze. W Polsce A, a jakże, Ana stamtąd, babcia stamtąd, to i dzieci po niej. Wielkie państwo, ho ho! Jedyne, co demokratyczne, to że zapis czy w Polsce A, czy B, kosztuje tyle samo. Słono czyli. 50 całych ojro jak bumcykcyk. Też nie mogłam uwierzyć.
I jeszcze pan się uśmiechnął. Bo mówi, oczywiście nikogo nie obrażając literami A lub B, nie może, na państwowym ciepłym stołku zasiada w końcu, że z Polski A to oni głównie zapisują maluchy warszawskie. A to miasto Any niemieckie, to wcale się nie pojawia, czemu się nie dziwię, bo kto by tam chciał u Niemca być zapisany, to jak miś w paszporcie prawie w końcu. Na amen. 
Oprócz Warszawy - to tylko Polska B się rejestruje podobno, dzieci walą drzwiami i oknami, jak ci ułani z cytatu. W tym Łapy mocno się trzymają. Pewnie więcej łapowiczów i łapek tu się zapisuje, niż na ojcowiźnie. A co mi tam, ja już stąd, z Sanżila. Ale mały sukces zawsze cieszy. Przynajmniej raz przed Aną. Pod okienkiem.To dobrze rokuje na Nowy Rok w kolorze groszka.

No comments:

Post a Comment