Thursday, 22 January 2015

(237) kałasznikow

Szłam dzisiaj z rana koło szkoły rodem z tego tam Izraela, choć to blisko Sanżila, i owszem, zieloni nadal stoją. Karabiny a jakże wycelowane w niebo, dziś bezchmurne. A ja się pochwalę: przeprowadziłam małe śledztwo i wiem już, że to nie takie zwykłe strzelby myśliwskie, lecz kalachnikovy. Od karolo.
Co to za bzdury Ksenia? wzdryga się brr Ana Martin. Jakie słowo? Kałasznikow? Tak się pisze po polsku, nawet jeśli mądre głowy z prasy i marketingu wymyśliły, by rosyjskie nazwiska pisać z angielska. Na szczęście te znane od dawna mają jeszcze swojską pisownię. A kałasznikow szeroko znany od lat. Niestety. Więc, moja droga, ł, sz i wu. Co najwyżej możesz sobie ł wymawiać jak l, tak tylnojęzykowo wytwornie, co u was w regionie łapskim zresztą się chyba zdarza, co? uśmiecha się jak łagodne oko błękitu Ana. Ale o co ci chodzi z kałasznikowem?
No bo podejrzałam ja wczoraj, że karabiny, co to wyjechały do Francji do złych ludzi, narobiły niezłego zamieszania i w Belgii. W mediach głównie, choć to nie sezon ogórkowy. I były to właśnie te kałasznikowy. Nasze. Belgijskie, nie żadne rusko-radzieckie. Nie, nie u nas na Sanżilu namieszały bepośrednio, ale pod forestową szkołą izraelicką już może, kto wie. Bo one są karolo. I tylko nie wiem, co to znaczy. Taki szczegół niby, a zastanawia.
Karolo w znaczeniu belgijskim to niby z Szarlerła. Charleroi w pisowni, przypomina mi Roman. Charleroi, charleroi, coś mi świta...a mam! To jak ten czarli z Paryża, którego należy wymawiać z francuska jednak, szarli czyli, co to ostatnio zdobył taką popularność? Tak, w niedobrych okolicznościach, ale marketingowo źle na tym nie wyjdą, to pewne. Takie czasy, że zło się sprzedaje najlepiej. Westchnąć można po polsku, że kiedyś to inni byli ludzie, bo inne czasy, lepsze...twierdzą najstarsi górale. Choć nie byli, tylko internetu nie mieli. Ludzie ci, znaczy się.
Po polsku szarli to karolek. Prawie karolo czyli. Koniec wykładu.
Ale co Karolek  ma wspólnego z kałasznikowem? Ksenia, dawaj. Plosze, jak mawia Iwonek.
Zaraz zaraz, niech no sobie to w głowie poustawiam. A więc na mój rozum, skoro karolo to miasto, chodzi o to, że złoczyńcy z Paryża byli zakupili coś u nas za rogiem. W tym Charleroi znaczy się. I nie były to bynajmniej słynne gofry, tym bardziej, że one z Lież. Lieżła w wymowie. 
Były to natomiast karabiny. Kałasznikowy po polsku. Sprzedawał niejaki Neetin. Nie pytajcie mnie, co to znaczy i w jakim kraju świata, bo nic nie przypomina. Kupował Amedy z akcentem. A najdziwniejsze, i to właśnie wzbudziło moje podejrzenia, była waluta. Bo kałasznikowy poszły za jakiś kuper. Mini do tego. Jak to się mogło opłacić? Minikuper za wielki kałasznikow?
Za mini coopera Ksenia. To takie auto, całkiem drogie, więc nie wiadomo, kto na tej transakcji lepiej wyszedł. No, jak to kto? jasne przecież, wystarczy wejść na statystyki gugla. Bardziej sławny jest teraz Amedy, ale podobno i Neetin od dawna znany jako złoczyńca, przynajmniej na terenie karolo. Nie za dużo tego obszarowo może, bo i Sanżil mały, i Belgia, ale na lokalną edycję wystarczy. W końcu nie od razu trzeba wygrywać w polskim tańcu na lodzie, marsz do gwiazd można zacząć od karolo.
Tym bardziej, jeśli ma się takie argumenty jak Neetin. Nie do zbicia. Czego on to nie miał w kantorku. A co miał? interesuje Anę. Proszę: 10 kałasznikowów, z 10 pomniejszych rewolwerków, a wszystko podsypane solidna dawką jakiegoś C4. Co wybucha. Tu - w ilości 30 kg. Olala, by znów się posłużyć Iwonkiem. 
Ale nawet taki twardziel oblał się zimnym potem, jak się dowiedział, co się stało z tym wszystkim w Paryżu. I zgłosił się sam z siebie na policję. A od policji dowiedziały się media. Z mediów ja. I tak njus obiegł świat, a już na pewno Sanżil.
Teraz wypada tylko dowiedzieć się, czy Neetin działa tylko za kupry, czy też to on sprzedaje broń tym zielonym, co przed szkołą. W końcu wygląda na to, że ma interesujące stawki. A co się liczy bardziej niż stawka większa niż życie, w dzisiejszych czasach, gdy ludzie już nie ci, co dawniej?

No comments:

Post a Comment