Na odświętny groch z kapustą to już chyba za późno, jak na moje wyczucie wigilijne, ale na przyjemny, zielony groszek - to co innego. Sama rozkosz i czysta przyjemność. Tym bardziej, gdy groszek przychodzi całkiem niezapowiedzianie. I nie jest zielony.
Sam przychodzi, wychodzi nawet, bez pytania, stuku puku i już. Zastukał to już nawet w połowie grudnia, tak powiedział przynajmniej pan kotkoj tofik, żeby zacytować Iwonka. Co oznacza doktora o tajemniczym imieniu Tufik, którego się chyba wstydzi, jak się śmieje Roman, bo zawsze je dokładnie wykreśla z recept i wpsuje inne, bardziej swojskie dla ucha lebelża. Ciekawe, czemu nie wydrukuje po prostu innych recept, swoją drogą? Ana twierdzi, że to z oszczędności i nie na darmo, bo to Wenecjanie jacyś wymyślili pieniądze, a on właśnie z wyglądu z tamtych okolic, na oko - Iran lub Palestra.
I odtąd czekaliśmy więc na Sanżilu, jak na tego, co to w grudniu w kolędzie, w żłobku, w radiu - słowem wszędobylsko wszędzie króluje tej nocy, choć ostatnimi laty musi ustępować pola temu, co to zstąpił z kokakoli. Albo raczej z kokakolą w dłoni. W czerwonym płaszczu, w przeciwieństwie do tamtego, co to z pustymi rękami, za to darami dla ludzkości; w pieluszce, choć skąd ta pielucha, pyta zawsze Ana? Płótno zgrzebne, o ile, a najpewniej - siano. To już z innej kolędy. Może i prawdziwszej.
U nas ktoś kolejny, mały, choć całe 3600, nie nie kilo, gramów, ludzie, to by było dopiero cha cha! - przybył nago, co nie powinno dziwić nikogo, kto chodził na lekcje biologii albo przynajmniej przysposabiał się do życia w rodzinie, coś mi świta, że katechetka wspominała o porodach i poczęciu.
Co więc było robić, gdy nadszedł czas? Gnać co tchu na Ukle, zwane także Iklem. Prosto w ramiona świętej Elżbiety, która zarządza szpitalem. Znaczy się jest jego patronką, jak tłumaczyła Ana, ale nie zorientowałam się jakoś do dziś, mimo że to wszystko w starym roku się zdarzyło, a obecnie i dzisiaj mamy nowy, kto u niej robi na stałce? I dlaczego Ana do jakiejś patronki nagle uderza, skoro w naszym domu na Sanżilu panuje raczej brak wiary, zdaniem matuś, a zdaniem chóru Martinów - próby zachowania zdrowego rozsądku?
Jezusie, jaki piękny ten szpital. Jak ze snu doprawdy, choć nocy groszkowej nikt akurat oka nie zmrużył. Hotel co najmniej normalnie, albo jakiś inny spa. Groszek nowy i noworoczny prawie że ułożył się przykładnie najpierw na mamusi, bo tu tak jest, że dziecku, w tym noworodkowi, wolno być z matką, a matce z nim, i to nie na macie składanej karnie, gdy wchodzi położna. W głowie się to nie mieści, mojej matuś to już w ogóle, jak jej przez telefon mówiłam. Ale prawda to, Ana wytłumaczyła mi zachodnie zwyczaje.
Potem Groszek ułożył się w kulkę w plastikowym pudełku, co to miał za łóżeczko, i tak przespał się. Pierwszy raz po tej stronie Any. A jak się obudził - to już były święta, groch z kapustą, pierogi, grzyby, susze, kutie, cuda niewidy. U nas co prawda nie, ale na polonii pokazywali w tiwi, że w Polsce owszem nadal, wódka na stół pod rybkę, a że w święta serce bije bardziej polskością i ojczyzną - to tak powiem.
Ale w sumie nie szkodzi, że te święta były inne. Bez jedzenia niedobrego, co to trzeba udawać, że się lubi, bo matka całą noc dla ciebie, a ty nic, za to z prawdziwym prezentem. Od losu i Any. Dla całego Sanżila i tych, co trzymali kciuki w Polsce i innych krajach. A najbardziej trzymali je chyba Roman i Iwonek. Nie razem, bo jeden ze mną i babcią - ten mniejszy, a drugi - w szpitalu. Na moje oko, to czysta glorjainekselis. Prawdziwe groszkowe narodzenie.
No comments:
Post a Comment