Gruchnęła wieść po parlamencie. Tym od Sanżila i pobliskich okoliczności oraz od załatwiania spraw lokalnej ludności. Pięciolatki do szkół! Słyszał coś o czymś podobnym? Nie w Polsce, uspokajam, tu, koło nas, gdzie język jeden, drugi a i trzeci się trafia, czyli na Skarbku, Ikselu i tym podobnych, od morza do morza można powiedzieć.
Nie no, i kto pomoże Belgom jak nie Polacy? Dzieciom do tego? Kto jak nie my? I to wszystko, choć miejscowy sejm ani słowem się o Polsce nie zająknął, a przecież biorąc pod uwagę procent ludności polskiej na Sanżilu mógłby, w imię solidarności, uważam. Byłoby jak znalazł na uświęcenie potrójnie świętego dnia, bo i niedziela, i konstytucja majowa chyba, o ile pamięć mnie nie myli, i papież jeszcze.
Jak to, co to, przed czym Polacy mają znów zbawiać świat? budzi się ze świątecznego letargu Roman. Przed parlamentarnymi belgijskimi zakusami na dzieciaki. Ale nie wszyscy Polacy - ci elbanowscy tylko, prawdziwi Polacy. Ty Ana nie, ty chcesz, by sześciolatki w ławie zasiadały, to i tu zagłosujesz za pięciolatkami Jesteś jak ten przysłowiowy poseł walonek. Bo to oni zgłosili pomysł, by mali i małe le i labelż zagnać do szkoły już w wieku 5 lat. Znaczy się - do podstawówki, bo przecież w miejscowym dialekcie do szkoły maszerują już trzylatki. Czylatki czyli. Mimo że nadal jest to tylko przedszkole.
Kto-jak-gdzie? pyta Roman. Po kolei proszę. Ploszę, powtarza Iwonek.
Problem szkoły znów rozgorzał, od kiedy w jednym z miejscowych parlamentów, takich minisejmów na nasze, złożono projekt, by do podstawówy szły już pięciolatki. Dotąd rok później, czyli sześć, obliczam na szybko, co i tak wywołuje histeryczne spazmy w Polsce A, B i C. Tu to norma. Ale podobno i tak za późno, i szanse się jakieś tam marnują, i potencjał, i nierówności powstają.
Czyli argumenty te same, co w Polsce, podsumowuje Ana. Ale efekt będzie inny i co innego spędza posłom w poszczególnych sejmikach sen z oka. Tudzież oczu.
W dzień święta narodowego, polskiego co prawda, elbanowskiego, ale co to szkodzi, do głosu doszły narodowe sentymenta. Okazało się oto, że szkoła od lat 5, pięciu słowem, zachwiałaby równowagą demograficzną na Sanżilu i w okolicznościach. Bo w jednym z terenów dialektowych dzieciarni jest więcej, niż w drugim.
Awantura na całego gotowa. Bo najwięcej maluchów hasa po Brukseli, która co prawda jest miastem na moje oko, ale zwanym regionem, nie pytajcie mnie dlaczego, dużo pęta się ich też po Walonkach, a najmniej po Flamandii. Co oznacza, że jeśli nauka nie pójdzie w las, coraz to więcej osób będzie mówiło po francusku, a mniej po tym drugim. W trzecim idiomie mówi i tak na tyle mało, że nawet się nie dołączył do kłótni, ale im akurat aż tak nie zależy, bo to Niemcy przecież, więc wielki brat czuwa nad językiem zza granicy i z zagranicy pobliskiej też, jak przytomnie zauważył Roman. Na to już elbanowscy żadni by nie przystali, obawia się Ana. Żadnego Niemca w szkole.
A u nas pod miedzą ci z Flamandii zgodzić się nie chcą, bo już się boją, co to będzie, co to będzie, jak wszędzie zapanuje francuszczyzna. Nie Niemiec, póki co oczywista. Za które to języki oni musieliby płacić, bo bogatsi przecież i szanse biedniejszych muszą wyrównywać w imię narodowych interesów. Mimo że za naród jeden się nie uważają, o czym zresztą nie wypada mówić na głos w święto konstytucji, nawet jeśli ono ci polskie. A chwilami nawet elbanowskie do szpiku kości.
No comments:
Post a Comment