Wednesday, 9 December 2015

(366) furnisor de la kur

Kur? co za kur mi się tu wdał? albo wdała, co gorsza -  już miała krzyknąć bez ładu i składu Ana Martin, myśląc pewnie, że ja tu nie o ptakach albo innych takich piszę w kurniku naszym sanżilowskim, lecz bluźnię. Na szczęście była spojrzała na czas na tytuł i zaciekawiona podchwytuje: o proszę! nowy dostawcy dworscy u króla belż i wszystkich lebelż. Ho ho, komu się udało?
Ho ho, wesoło podchwytuje z kolei Iwonek, mamo, ten pan dostawca dworski to mikołaj? Co on dostawia na dworze ten pan on?
Ho ho, podchwytuję w myśli, bo na Sanżilu to już dawno furniser to dla mnie po prostu furnisor, tak jak grosist - grosista, i nawet nie wiem, jakby to przetłumaczyć szło na polską ojczyznę matczyznę. A tak proszę, tłumaczenie gratisem spadło i męczyć się nie muszę. 
Ho ho, udaje się Grochowi. Nowy dźwięk.
No i ho ho - potwierdza prawniczo Roman. Sprawdźmy, co tam nowego na dworze belż będzie uchodziło za dobre.
Mamusiu tatusiu gdzie na dworze? U nas za oknem? chce wiedzieć Iwonek. Co tam dają?
To dwór w znaczeniu zamek, synku. Taki pałac. Taki wielki domek dla króla i królewny. Polskiej zresztą, że przypomnę ja, Ksenia.
Otóż w tym roku z nowych rzeczy dają materace, zegarki i jak co roku pewnie - czekolady, wyczytuje Roman. 
Ciekawy zestaw, mruczę. A co to właściwie jest ten znak? I na co to komu?
Znak jest ładny, korona wykropkowana, pod nim długie napisy, zaczyna Ana. Prawo do niego mają firmy, które mają siedzibę w Belgii i są wpisane do jakiegoś tam rejestru. Oprócz tego przez 5 lat mają dostarczać swe towary na dwór, do zamku czyly, a potem ewentualnie przez nową pięciolatkę. Firmy wynajduje i poleca specjalna osoba zatrudniona w tym celu chyba tylko. I tyle.
Tyle hałasu o nic właściwie, dziwię się?
To nie jest nic...to wielki prestiż w sumie. Znak to czysty chwyt marketingowy, można się nim chwalić tu i ówdzie. Nie martw się Ksenio, na pewno się już piarowcy i embieje tym zajęli, by się opłacało wszystkim.
Najbardziej opłaca się pewnie temu, co poleca, dodaję z przekąsem. Ale zgarnąć do kieszeni można.
Pewnie coś w tym jest, ale nieoficjalnie, póki co, śmieje się Roman.
A ilu jest dostawców na liście? Setka podobno. Sto firm belż? Tak. Z tego pewnie z 30 czekoladowych, oblizuje się Ana. Mniam mniam mamusiu!
W tym roku ten Włoch Markoni dostał, uzupełniam. Jego ulica jest na dzielnicy obok. Hmm, sławny przed sławą był jeszcze, to ci dopiero marketing!
Oni wszyscy mają super pi-ar, ale jedno zastanawia: że czekolad można zjeść dużo - wiadomo. Że warto mieć jej zapas - wiadomo. Darmowej - jeszcze lepiej. Ale kurę z grzędy temu, kto mi wyjaśni, po co królowi i królewnie przy okazji nowe materace teraz, a potem znów za pięć lat? Kto to widział? Przecież jak raz sobie dobrze pościelisz, to się wyśpisz, a takie nowe - nowa bieda tylko. Było biedną zapytać!

No comments:

Post a Comment