Wednesday, 16 December 2015

(370) święta

Choiny stoją, pierogi zamówione, prezenty zdobyte z szaleństwem w oku w handlową niedzielę. Trzynastego ci ona była wypadła, nie tylko w tzw. tym kraju, ale nawet w Brukseni i Belgii całej, jak pewna telerankowa niedziela lata temu w Polsce A B i C, wtedy jednej Polsce jednakże, a nawet Peerelu, jak powspominała sobie przy okazji Ana.
Nawet warsztaty bożonarodzeniowe już były. Kartki wycięte, mikołajowa broda z waty przyklejona, klej z palców oderwany wraz ze skórą, po kątach walają się pawie oczka i takie tam. 
Czego brakuje, czego brakuje, by się poczuć świątecznie, węszę po kątach i wpaść na to nie mogę...Ana?
Jak to czego, wzrusza ramionami Ana. Wysprzątania domu od stóp do głów.
Ale ta Ana mądra, doprawdy, nadziwić się nie mogę. Pora ruszać do szczoty!
Chłopakom małym dwa razy tego nie trzeba powtarzać. Całe ranki i wieczory, gdy tata nie wraca, wyrywają sobie miotłę, szczotkę i zmiotkę. Teraz też ruszają do roboty, a Ana dyskretnie zaczyna podczytywać pismo na ef.
Roman nic nie robi, za to cierpi, że nie robi, bo bałagan. Ale jak ma nie być, skoro rządzą łańcuchy, pawie oka i takie tam. Więc wzdycha dalej, prostuje obolay kręgosłup i kładzie się na dywaie, skąd po chwili zostaje przegoniony miotłami.
Ja natomiast, spoglądając na chłopaków i wymigując od ciosów kija - słucham, jak Ewa, co była wpadła pożyczyć cukier- gada do rzeczy i od rzeczy też. A mianowicie, że święta idą. Że te święta u nas, to prawdziwe, a nie takie jak te tu.
A gdzie jest to tu, pyta Ana znad pisma na ef.
Na Sanżilu i w Belgii ogólnie, odżegnuje się Ewa od złego. Niech sama przyzna, że to takie nie wiadomo co.
Dla mnie wiadomo co, uprzejmie odpowiada Ana. Mniej zarobienia, niż w Polsce, po prostu odpoczynek.
E tam, Ewa na to, Ana młoda, to tak gada, jakby wszystkie rozumy zjadła. A tu nawet jedzenie byle jakie, nieodświętne. I mięso jedzą, czy wie? Wie, odpowiada Ana, wie i cieszy się, bo co ma jedzenie do świętowania? Każdy po swojemu i tak, by mu smakowało, to moja zasada. Byle nikogo nie zmuszać, bo mu się źle święta będą kojarzyć. Jak mi wielkanoc i zimne jajo.
Ale Ana, niech słucha, są jakieś zasady przecież! Święta to święta i musi być inaczej! 
Czyli jak, pyta Ana.
No, inaczej, odświętnie. Po polsku! Posprzątane i zjedzone oraz wypite, choć tu akurat nie popieram. Ale okna trzeba umyć. Garsonkę odprasować. Wszystko domyć.
Widzisz Ana, też chciałem umyć piekarnik
Piec do pizzy, cieszy się Iwonek.. 
A co tam Roman mówi, piecyk to ja Romanowi umyję, mam specjalny produkt z Polski. Te tu nic nie domyją. Tradycji nie ma. Roman, przyniesę, by się na święta błyszczało.
A temu małemu, co tam charczy przy zmiotce, to miodu dać, Ewa karci Anę wzrokiem na koniec. I na nogi stawiać, ile to jeszcze jak pies na czterech będzie ganiać? Wstawać mały, ej!
Nie mówi się ej, dosłyszał Iwonek.
Ewo, do widzenia. Dziękujemy bardzo. Wesołych świąt i mówię to szczerze. Byś się nie narobiła i odpoczęła.
Wesołe to będą, jak wszystko ogarnę. Dopiero na oknach jestem, a jeszcze piwnicę wysprzątać, dywany poprać, pościel poprać. A potem pieczenie. Jezusie, lecę, po cukier zaszłam, a gadam po próżnicy! Kurczak w piecu, stary zaraz wróci i będę miała za swoje. 

No comments:

Post a Comment