Monday, 21 December 2015

(371) najgorszy sort

Niedaleko pada jabłko od jabłoni, uczyli matuś, a ojce głowami kiwali. I rację mieli! Jaka Ana Martin, jaki Roman, takie i dzieciska. A było dwa razy pomyśleć, zanim kalendarzyk odstawili. A było to. A było tamto. Za późno. Woda wylana bez kąpieli. Wszystko za późno. Najgorszy sort im wyszedł. I to dwa razy. Na naklejkach stoi i pisze, zdjęcia krążą po sieci, i to na święta taki wstyd. Ojezu.
Niedorobieni jak bumcykcyk.
Cha cha, piękne, zaśmiewa się Roman, a Ana wręcz tarza po dywanie, chłopaki, te najgorsze, bo innych tu nie, obaj na niej, pod nią, przy niej, jak tam który trafi. Widać tak to ci niedorobienie mają, nie wiedzą sami, co robią.
Dobrze, że nie podrobieni przynajmniej, bynajmniej tyle, jakbyś powiedziała, udaje się coś powiedzieć do ładu bez składu Anie, chociaż bo ja wiem, czy to ma jakieś dłonie i nogi? Jeszcze mniej jej wierzę od czasów soboty. Najgorszy sort tu mną rządzi. 
No, na demo żem była pod ambasadą, ale to już wiecie pewnie z fejsa i tak. Fot nacykali tyle, że na rok publikacji starczy.
Okej, macie mnie. Tak, w obronie. Tak, w ramach kota. I co, kamieniem? Niech pierwszy niewinny rzuci.
Ksenio, dziś to już wszystko mieszasz doszczętnie, na to Roman. Przysłowia, powiedzonka, fakty, miejsca. Oj, chyba na Ksenię przeszło i sama jest z najgorszego sortu, dodaje Ana. Ksenio, źle się czujesz? pyta niby zatroskana. Taką masz minę.
Tak, Ksenio, taką masz minę o rety, dodaje Iwonek.
Bo właśnie se uświadomiłam, że w Łapach przecież też fejsują. Już dawno mnie tam przyłapali. Już całe kilkanaście godzin jestem na wyklętym. Ojezu, jak ja się na święta w domu pokażę?
To się nie pokazuj i zostań z nami na Sanżilu. Tu to będzie wesoło. Będziemy chodzić na demonstracje.
O nie! woła Iwonek. Ja nie chcę. Groch kiwa głową, raz na tak, raz na nie, taki ciemny, może Bułgar to on albo Rumun jakiś bynajmniej zresztą. Bo przecież nie słowo na ż. Po tatusiu. Nowa władza ich sprawdzi, spokojna głowa.
A przecież tam obok jest święty mikołaj, podstępnie działa Ana. Aha mamusiu, to chcę. Ja chcę na demostację. Stacyjkowo. Z kotem Ksenia.
Nie z kotem, tylko kodem. KODem - wielkimi literami zapisane, przypomina Ana. Dobrze, żeśmy poszli. Komitet obrony demokracji. Dumnie brzmi, ale może musi tak brzmieć.
Dobrze to może w Brukseni brzmi, ale co na to Polska A B i C? Ojezu, ale się wkopałam.
Warto było. Trzeba ratować, co się da, poważnieje Roman.
No ale obrazili nas! Obrazili was!
Czym?
Naklejkami tymi, co to Groch na plecach ma, Iwonek na piersi -  toż to o najgorszym sorcie teraz wszyscy wiedzą! A nie musieli! To mogło zostać między nami.
Ksenio kochana, to na żarty było! 
Ksenio, to żarcik, tłumaczy mi Iwonek.
Żarcik? no nie wiem sama...patrząc na Martinów, a na Anę szczególnie, to nie żarcik chyba.
Nie wierzysz coś, podśmiewuje się Ana. 
Wierzyć wierzę, ale co, jeśli to prawda? Zawsze tak czułam, że coś niehalo nie styka u nas na Sanżilu, jak w tej zmywarce bosza normalnie. Coś mi to pachniało zmianą. I proszę! I mam! I sama z etykietą gorszej latam po fejsie. Pomyśleć, że po to na zachód ruszałam!

No comments:

Post a Comment