Monday, 14 March 2016

(409) tłumaczę

Tłumaczę i tłumaczę wam tu przecież od lat, że nie tak łatwo być tłumaczem w Belgii, nawet jeśli bym była i tak tłumaczką, tłumaczy nam i się przy okazji jakby trochę Ana Martin. Nie chcą nas! Myślą, że sami sobie poradzą. 
Ale kto, nie mogę zrozumieć tych tłumaczeń.
Urzędy! Sądy! Ale dobrze im tak. Jest afera. Na lotnisku niby się zdarzyła, ale okoliczności sprawiły, że sprawa trafiła nie do Zawentem, nie na Sanżil nawet, lecz do Hal-Vilvorde. Gdzieś to jest po drodze gdzieś tam, nie pytajcie mnie gdzie. Nazwy też nie idzie przetłumaczyć na nasze, więc niech już będzie po lokalnemu, tzn. w tym drugim dialekcie, nieprzetłumaczalnym tak czy owak.
Idzie o to mianowicie, że Belgia, i nie wiem, czy chodzi tu o poszczególne kraiki w rodzaju Walonii czy Flandrii, nie chce płacić za tłumaczy w czasie przesłuchań. I nawet nie wie, czy tłumacze są. Na liście przysiegłych.
Ale kogo oni to przesłuchują? Tak sobie?
Nie tak sobie, póki co, choć idzie gorsze w Europie i świecie, o Polsce A B i C nie wspominając. Póki co jednak -  obcokrajowców, którzy popełnią przestępstwo, cierpliwie tłumaczy Roman, do tłumaczeń nadający się zdecydowanie bardziej od Any. Otóż zgodnie z prawem, każdy ma prawo do przesłuchań w języku, który rozumie. 
No tak, potwierdzam, nie wszyscy mówią w tym dialekcie głównym, mniej głównym oraz trzecim niemieckim. O angielskim czy polskim nie wspominając.
To to jeszcze nic. Na przykład ta ostatnia afera z lotniska. Chodzi o łotewski.
A kto mówi takim językiem, co to o nim pierwsze słyszę, a drugie to maksymalnie na pewno?
Łotysze. Mieszkańcy Łotwy.
A gdzie to jest?
Niedaleko Łotwy?
E tam. Bo na ły niby?
Nie, bo geografia. 
Ale gdzie obok Łap niby?
Koło Litwy.
Jak to, ruskie czyli?
Nie ruskie, tylko łotewskie. 
Ale tam gdzieś?
Tak. Gdzie Rosja dziś. A Łapy niedaleko. I rosyjski króluje w sumie, ale ten Łotysz akurat, co to z 4 kilo kokainy zlądował z - uwaga uwaga - Dubaju - domagał się tłumacza lub tłumaczki z łotewskiego. W sądzie panika. Nie ma!
W końcu przyjechała pani z ambasady, pomogła. Nagadała się i nagadała, nie na darmo, ale za darmo. 
No to się udało?
Ale to był dopiero wstęp. I jak chcieli dalej go przesłuchiwać, bo cztery kilo to trochę dużo jednak - okazało się, że nie ma kto tłumaczyć. I że pan szmugler  - udawanie lub nie - nie rozumie. W związku z czym musieli go wypuścić.
I tak biega z tą kokainą? Czyly jest przestępstwo? Czyly można go wsadzić do paki i już?
Nie juz, w tym rzecz. Na razie musili go wypuścić, bez kokainy. Teraz sąd się może odwołać. Ale szanse na znalezienia tumacza są nikłe. Za darmo nikt nie chce, a nawet jakby zapłacili - to i tak nie ma żadnego tłumacza przysięgłego z łotewskiego na liście. A kokainista, jak każdy obywatel, ma prawo zrozumieć, co mu się zarzuca i co mu grozi. 
Hmm. I co teraz będzie?
Dwa scenariusze. Albo znajdą tłumacza, zapłacą mu lub jej, albo za dwa tygodnie trzeba będzie Łotysza wypuścić na wolność na dobre.
Kokainę też oddadzą?
To akurat nie. Co nie zmienia faktu, że w Belgii znów rozgorzała dyskusja, co począć z tym fantem. Bo tłumacze są nieopłacani od dawna, a listy nieaktualizowane. Kilku rzezimieszków już się wymknęło w ten sposób sprawiedliwości. Prawdopodobnie, ponieważ ich adwokaci doskonale wiedzieli, że sądy nie znajdą tłumacza w ich języku i należy się upierać, że bez tłumaczeń ani rusz.
Toż to samo powtarzam przecież. Bez tłumaczy ani rusz. Rację mam znów. Nie przetłumaczysz jednak uparciuchom.



No comments:

Post a Comment