Wednesday, 7 December 2016

afrikan

Prezentów nadszedł czas nieuchronnie, głosi codziennie radio Any Martin, z rana, lecz nie o świcie, bo ten później, około ósmej. Polskie radio trzecie, słuchane dla głosów i intelygencji z dawnych czasów, sprzed Polski D, jak głosi z kolei Ana Martin, wyłączane więc skrupulatnie na czas wiadomości i politycznych pogadanek.
Na manowce nas zwodzą i dzieci, ech, narzeka Roman.
Na maniowce, jak maniok? Pani nam mówi o manioku i ja chcę to jeść, oznajmia Iwonek. Żozue to je u siebie w domu i to jest pyszne. 
No proszę, patrzą po sobie z uznaniem rodzice. Mimo że kontakt z ekol belż kuleje, to widać maluchy naprawdę w maternelu od września przerabiają Afrykę.
I co jeszcze mówi pani w szkole?
Nic, gubi na chwilę wątek Iwonek, ale nie schodzi na maniowce całkowicie. Tylko robimy afrikanów z plasteliny, dajemy im pirog i oni płyną. Będą płynąć w kolorowych koszulkach, które też robimy z kolorowych papierów, ale nie brązowego, bo brązowe to są buzie w Afrik i by się myliło, poważnie kończy Iwonek.
Prezentów czas, włącza się radio.
Ja chcę naczynie do robienia manioku, jak mają afrikan, żali się Iwonek: ja chcę robić maniok!
Wiesz co synku, a tego w Brukseni łatwo nie kupimy i poza tym nie mamy w kuchni już miejsca, uprzytamnia synkowi Ana Martin.
O nie!
Ale wiesz co? napiszemy do Mikołaja list, by Ci przyniósł bębenek! Co ty na to? - przebiegle proponuje Ana, wiedząc, że wczoraj Roman zgarnął takiż z ulicy. Bongos czy kongos się to zwie. Bonkers ewentualnie
Prawdziwy afrykowy bębenek? Do robienia manioku?
Nie, do grania.
To ja chcę też! Grochu, słyszysz, będziemy grać na bębenku! Albo robić w nim maniok! Będziemy afrikan! 

No comments:

Post a Comment