Słuchajcie, zanudzać was już nie będę, bo wszystko wiadomo, nie na darmo w końcu blondynki, czarne, długowłose, krótkowłose od miesiąca ślą linki wszelkimi możliwymi kanałami, czyli fejsem, mejlem, głosem własnym, plakatem i takim tam. Herstoria rządzi na Sanżilu i w okolicznościach, od jutra to już w ogóle. Kongres! Kobiety dla kobiet.
Nie wiecie, co to herstoria?
Na rozbieg wieczór polone, w domu uniwersyteckim, o kobietach takich jak ja i wy, i my, polonez od wieków; my z z Aną Martin, bo z Romanem to już nie. Potem kongres. W niedzielę spacer, też o kobietach takich jak my, ale nowe my, bo już nie polone, tylko belż. Gdzie były, mieszkały w Brukseni i co z tego wynikło.
Herstoria, pytacie? No co wy? Gdzie wyście się uchowały, że nie wiecie? Opowieści o kobietach. Historia, tyle o nas.
Polone belż i wszystkich.
Już wiem, gdzie się uchowały. Może na Wanderkindere, u Pawła. Przykładowo. Nie łajając nikogo za beton poglądów i nie wytykając palcem, ale jednak nie bójmy się tego słowa: mówimy NIE betonowi, a patriarchatowi - to uff.
Oto okazało się, że szef Paweł zabronił wieszać plakaty kongresowe.
Cooo, oburza się Roman, kongresowy na doczepkę, bo nie kobieta przecież to, heloł! Serio? Nie wydawał się betonem i nawet labelż i lebelż do niego chadzają.
No tak. Normalnie. Sąsiadka kongresowa mówiła. Bo poszła do niego z plakatem, a Andżela, co tam robi, i pięknie bez akcentu po belż daje, wydyma wargi i do Sąsiadki: no nie, my tego tu nie powiesimy.
Sąsiadka na to: a dlaczego?
Andżela: bo u nas to nikogo nie obchodzi.
Sąsiadka: Ja tu przychodzę i mnie to obchodzi.
Andżela, nieco czerwona, czy to z wysiłku myślowego, czy ze wstydu: a tak w ogóle to szef zabronił!
Więc we czy idziemy dziś, mimo że plecy rady nie dają: Sąsiadka, Ana i Ksenia.
A tak w ogóle: do zobaczenia jutro w Łódzkim
No comments:
Post a Comment