Wednesday, 22 November 2017

korki

Może już drżeliście, czy padnie. Rekord.
Spokojna głowa. Padł.
Oto wczoraj, o 8 rano, padł tegoroczny rekord korkowy. O 8 rano korki w Belgii miały łącznie 445 kilometrów.
A już się baliście, że rekord padł na początku roku, 13 stycznia, kiedy to spadł śnieg, i tak zostanie. Ale co to jest 420 km w porównaniu do 445.
Nie mówiąc o żałosnych 412 km z 6 czerwca, kiedy to śnieg nie spadł zapewne, za to deszcz.
Dziś za to sa rule pa mal, gada radio.
445 - że spojrzę na mapę - to prawie połowa drogi z Brukseni do Any, starej Any, gdzie kiedyś była Polska A, a teraz ostała się D. Co nie zmienia faktu, że 450 km - to już chyba prawie Berlin był, jak żeśmy kiedyś sunęli na wschód.
Czy na zachód?
Nie zmienia to faktu, że 445 kilometrów korków - fju fju - robi wrażenie. I to o 8 rano, czyly kiedy się próbuje dopchać do kreszów, ekoli, plasów i innych miejsc.
Metro też stawało. Do Tronu tom 40 minut jechała, a przecież od nas prosto z góry na pazury, rowerem bym dwa razy obróciła.
A skąd takie korki akurat wczoraj?
Deszcz się pojawił w duecie z przedłużonym łykendem. 
Rozumiem, że w piękną jesień belż żeśmy nieco zapomnieli o deszczach, ale jaki przedłużony łykend?
Może niektórzy mieli wolne za urodzinowe 11?
Może ci od drugiego dialektu. Bo w Brukseni nic nikt nie świętował, oprócz tradycyjnych urodzin dziecięcych, gdzie nie spojrzeć. Poza tym - wydawałoby się, że we wtorek stanie spokojnie korek tylko 400-kilometrowy, a tu proszę, dodatkowe 45 kilometrów na liczniku.
Dobrze, że jest jakiś pozytyw, rekord czyly. 
I już można o czymś pisać i zainteresować lud, jak dziś rano w nowym korku stoi i w ajfona się gapi z nudów.
I nerwów.
Korek wykańcza, to pewne.
A i tak wszystkie korki kończą tak samo: resorbując się. Przynajmniej zdaniem specjalistów, z francuska.
Rozchodzą się, wciągają jeden w drugi, rozpływają w czasie i przestrzeni. I od rana na nowo. Jest o czym gadać. Choć dziś sa rule pa mal podobno.


No comments:

Post a Comment