Monday, 6 November 2017

żółte

Tralalala tralalala, podśpiewuje od rana Ana Martin. I to nie tylko dlatego, że koniec ferii, juhuu, i jakaś taka cisza nastała w domu i w uszach po 10 dniach rozhasania i rozwrzeszczenia ogólnego na wiele dziecięcych gardeł. I nie tylko dlatego, że kolejny słoneczny, przepiękny listopadowy dzień nastał na Sanżilu i w okolicznościach, choć naród w łizerze - i rajanie też zapewne, czuję to, choć mnie w nim nie było, no ale  dwóch naraz być nie mogłam, sami żeście zrozumieli w międzyczasie - a więc  naród nadawał wczoraj na Belgię i lebelż, że hej. Normalnie Ana mówię ci, z deszczu i ciemności wylatywali w słońce nasze brukseńskie, ja z nimi, a już mówili, że trzeba do tego dziadostwa wracać. Nawet za okno nie wyjrzą, jaki błysk u nas. Normalnie narzekali już w kolejce, w którą karnie się były ustawiły Roksanki, Andżeliki, Leony i Dawidy. Jechali po Sanżilu, że hej, że wracać czeba, a w Polsce D tak wspaniale.
U nas wspaniałe bierze się z tego, żeśmy nie w Polsce D dla odmiany.
A więc Ana podśpiewuje, bo się przerobiła na żółte.
Na co zrobiła? woła spod progu Roman, który przybywa właśnie z oddali, nie całkiem w formie, bo z motoru, na którym się wywalił, a było to daleko, w Hiszpanii podobno, gdzie zresztą padało, a u nas nie, aha! Bo mu rajana nie odwołali, jak Anie i dzieciarni, stąd krzyki na Sanżilu, ale co tam, było minęło.
Na żółte, oznajmiam.
Ana na żółte?
A pacz! Tratatata, krzyczę, bo mało coś krzyku u nas.
O rany, Roman aż przysiada z wrażenia na tym bucie, co go se w Hiszpanii zniszczył motorem. O rany Ana.
Super, co? Ana zadowolona, że hej, bo mówię, i ferie się skończyły, i słońce, też żółte zresztą, no i... właśnie, włos żółty najnormalniej w świecie.
O rany Ana. O rany, ale blond. O rany, ale fajnie.
No trochę pomarańczowo może zbyt, nie tak, jak Rita, na siwawo, ale wiesz co Roman? W świetny humor mnie to wprawiło. Normalnie odżyłam, o odmłodnieniu nie mówiąc, jak taka jedna Prezeska raczyła skomplementować. Wesoło mi.
Nie no, fajnie Ana, o rany.
Fajnie, i do tego jakieś takie sianko mi się nagle na łepetynie zrobiło, czarny włos był jak ten dawny, jedwabisty, choć krótki, a ten jakiś taki sztuczny. Za to pięknie się trzyma żelem, lakierem i stoi!
Limal normalnie.
Kampino. Z totenhozen. Niemcy docenią.
Tralala śpiewa dalej Ana, przeglądając się w lustrze. Tralalala!
Koniec ferii i farba na włosy, oto przepis na szczęście.

No comments:

Post a Comment