Tuesday, 14 November 2017

mitu

Siedzi se Ana w piątek w leiku, u artysty Skarpety - a tak, każdemu wolno nazywać się, jak chce, szczególnie, jak jest Włochem - co to nam ożywił polsko-arabski róg na dzielnicy, zmieniając nieco stosunki przesiadujących przy kawie z 90% mężczyzn na 70% kobiet - siedzi se w piątek przy robocie kongresowej i nagle, jak jej nie olśni: toż to na urodziny czeba by zorganizować u Skarpety tańce właśnie!
Po czym za chwilę dopada ją smętna mina, bo doprawdy, nie ma jak tu czym organizować tańców jeszcze, chyba że by się było jośmiornicą, jak mawia Iwonek, i miało więcej macek.
I tak to se poszła na warsztaty z kopania, zamiast na tańce.
Nie macek, tylko rąk, krzywi się Ana. O macaniu to aż za dużo ostatnio. Mniej ważnych w męskich hierarchiach przez bardziej ważnych. Mitu - jateż - i taka kratka do tego - zatacza coraz szersze kręgi, w tym po Belgii. W tym po Sanżilu i okolicznościach, gdzie rożnego wieku aktorki dyskutują nad pojemnikami ekobjo z jedzeniem jeszcze bardziej ekobjo, jak to ten czy tamten reżyser je macał, a ten czy inny pisarz proponował wzrost sprzedaży w zamian za inny wzrost.
I czy to potrzebne było.
I co z tym zrobiły. Nic niestety. Ale teraz by już zrobiły - podobno.
Ech, czeba się bronić.
Same żeśmy na własne uszy słyszały z Aną na czarnym rynku, zwanym też targiem, marszenłar na nasze.
W stołówce Any czyly.
Bo wszędzie w świecie to samo. Mitu. Mitu.
I tak to tych rąk nie ma. Do pracy wolnych, znaczy się - bo jakieś tam nam zostały. Resztki, obolałe, bo w niedzielę wzięły się i zabrały za samoobronę. Wraz z nogami zresztą. W rytmie krafmagi, co to ją kiedyś ćwiczył na sobie Roman.
Brutalne to strasznie i agresywne, ale dały radę. Nawet, jeśli biodra i plecy  po urodzinach niepodległych nie te. Zapamiętają sobie na pewno: najpierw w oczy, zahaczając o nos, potem krok.
Krocze. 
Mitu
Mitu. Umiemy i wiemy!

No comments:

Post a Comment