Myślałaby kto, w tym ja, że nowe idzie, z 8. w tle, czyly dobre idzie i będzie radość. Pozytywnie, jak z tych dzwonków reklamowych w polskim radiu, co to je Ana Martin pamięta z Polski A, a co i w Polsce D wesoło przygrywają i w sumie są najlepszą częścią programów.
Bo przetrwały niezmienione.
Na co to przyszło, że reklama jest główną atrakcją radia. Czeciego. Jezusie, wzdycha Rita z Sąsiadką nad szarlotką zwaną jabłecznikiem, a w Polsce A, dziś D też, jak wszędzie tam, Fjotra - pewnie jeszcze inaczej. Tam zwykła temperówka - według Any i Romana (choć raz Ana się zgadza ze ślubnym, on z nią za to częściej) - strugaczka- według Rity - nazywa się ostrzałką. Oszczałką czyly, jak to się dziś okazało, gdy dzieciarnia nie dała dokończyć sanżilowskiej szarlotki.
Bo nastąpiła oszczałka, że hej. Co zabawy nie popsuło. I to było najweselsze w tym przedświątecznym spotkaniu, co wcale świąteczne nie było, tylko normalnie dzielnicowe, fajne, z kuchnią dobrą, a nie wymuszoną tradycją.
Dobrze, że się bawią, tak to widzi Ana. Nawet niech się kłócą, to se pogadamy przynajmniej, dodaje Sąsiadka. Reszta albo smęci o pogodzie - co zawsze nie ta w Belgii, pamiętajmy, w Polsce to dopiero były śniegi, których nikt nie widział zresztą, ale to nic, zawsze można się Belgią posłużyć, jak tematu braknie; albo o rajanie, co to loty odwołał, ale jednak nie i czeba gnać do Szarlerła, tylko jak, skoro wszyscy chcą autobusem, a autostrady zapchane, to chyba wcześniej wyjdziemy i tyle; albo o świętach, co to wcale niewesołe, a już na pewno raczej nie w niewesołej Polsce D; o korkach wreszcie, w których swoje czeba odstać, by na te niewesołe - wesołe dojechać.
Więc choć ani na Sanżilu, Anderlechcie, Ikselu, na Uklach, Montgomerach, Woluwach i w innych okolicznościach nikomu się nie chce - wszyscy powoli karnie ruszają, a jakże. Bo rodzina - nielubiana, nudna i obgadująca oraz obgadywana; bo pogoda - choć gorsza niż na Sanżilu chwilami, a już w okolicznościach włoskich czy hiszpańskich - to na pewno raczej; bo sylwek- choć nikt nie lubi spędów, a tiwi to już broń boże, zwłaszcza tej ze słowem polska w tytule, bo to żadna polska, tylko denna; bo jedzenie - choć nikt nie lubi tego nie-eko-nie-bjo-ani-trochę, źle się czuje większość, odmówić nie idzie, nie wypić - hańba dla takiego Romana czy Fjotra na przykład, pantofle jedne, pić im te Rity i Any nie dają, już zupełnie odjechały na tym Sanżilu, czy gdzie to one tam se protestują i pstrykują; bo - dzieci, wnuki, prezenty, choinka, tradycja, zakupy, deszcz tu, ciemność wieczorem tam, rano tu, jezusie aaaa! krzyczy Ana.
Koniec!
Koniec roku, zgadza się.
Jezusie, paczysz na to? chce ci się?
Kto to Jezus?
Taki pan, co ma urodziny wtedy, jak Groch.
O rany, ale ma dobrze! To dużo prezentów dostanie! I może go pan stjuardes do kabiny weźmie! Mamusiu, kiedy lecimy na święta?
No comments:
Post a Comment