Friday, 15 November 2013

(93) tybet

Demokracja zaskakuje mnie co krok, bo jednak działa! Że w dzisiejszym świecie jeszcze coś potrafi tak zaskoczyć, to się chyba nawet najstarsi górale nie spodziewali. Tymczasem w Belgii, we Flandrii, czyli nie do końca u nas, ale w granicach normy, doszło do cudu. Oczywiście, co kraj, to obyczaj, i nie należy się od razu spodziewać, że Matka Boska ukaże się na szybie lub na ściętym pniaku, czy też grzanka to tak naprawdę twarz Jezusa przedstawia, a nie spalone okruszki, no ale cóż, nie będę wymagała zbyt dużo od Zachodu. Dobre i to, co mamy, szczególnie zważając na to, że nie zaszło to pod wpływem naszej prawdziwej religii, tylko jakiejś innej wiary. Polacy słyną jednakże od kilku wieków, albo i dłużej, z tolerancji, to i ja nie będę przecież jakimś młotem na czarownice i szczerze opiszę, czegom się dowiedziała.
Otóż - nie krzywcie się, żem niewierna nagle - są na świecie takie religie, którym świętym w niebie się nie śniło. Jak tybet. Tajemniczy, niedostępny, z łysymi mnichami w czerwonych sukniach, które nazwałabym nawet szatami albo płachtami. Barwy mają one ogniste, piekielne nieco, bucha z nich czerwień lub pomarańcz i ładnie kontrastują z ciemnawą skórą mnichów, bo to oni w ten tybet wierzą. Ale oto pojawił się jeden jasnoskóry kandydat. Objawił się, znaczy się. Cudem. W Gent. Gand. Gą. W Gącie? Gencie? Hencie? Nie zgadniecie, ale ...Gandawie po polsku podobno, ale czy to aby nie Handawa?
Ksenia, po pierwsze Gandawa, po drugie Tybet to państwo, państwo bez państwa do końca. Niestety. Duchowa stolica buddyzmu. I to też religia bez religii. Jak? No tak, to bardziej stan ducha, niż wiara w istoty nadprzyrodzone, o których nic nie wiadomo. Moim zdaniem oczywiście, broni się i zarzeka Ana. W każdym razie Tybet i tybet to taka metka buddyzmu. Co za metka znowu? Ach, mekka dziewczyno, to porównanie. Jaka religia bez religii? Oszaleć mi przyjdzie w tym domu! 
Dobra Ksenia, pisz dalej, nie musisz rozumieć, zresztą kto rozumie te sprawy. To fakt akurat. A więc Tybet, obojętnie, co to, charakteryzuje się tym, że leży daleko i są w nim klasztory. W tych klasztorach można się zamknąć na wiele lat i medytować. Ana, to by ci się przydało, wtrąca ze śmiechem Roman, Ana Martin niby też się śmieje, ale nie do końca jednak, obawiam się. 
Do jednego z tych klasztorów zapragnął wyjechać młody Belg. Imienia nie wspomnę, ale młody. Bardzo. Lat 15, pięt-naś-cie. Czy pię-tna-ście? Ach ten polski. Rodzice Belga nawet pozwolili, ale podniosły się głosy, że ma zostać tu, na Sanżilu albo obok, i tu się może zamknąć dobrowowolnie, ale dopiero, jak będzie pełnoletni. A on chciał już teraz. I w Tybecie, już tak piszę, z wielkiej. Na piętnaście lat też albo dłużej, jak pozwolą. No i on wytrzyma.
Co było robić? Tylko sądy pomogą. Wysłali sprawę do Handawy. I tu wkracza cud. Bo sędzia damski lub męski pozwolił lub pozwoliła mu jechać. Do Tybetu uczyć się tybetu i buddzymu. Młody szczęśliwy. Na zdjęciu wygląda na zrównoważonego, więc myślę, że ta decyzja zaowocuje dla Belgii samymi plusami. Może jakąś wizytą międzypaństwową. Może wzmożoną wymianą handlową. Może tęczą na ręce. Bo taki cud mieliśmy ostatnio na Szumanie. Ale to w naszej wierze się zdarzyło.

No comments:

Post a Comment