Wednesday, 30 November 2016

na szczęście

Wiedzą panie, jedno, co dobre było w tym włamaniu? Że nie tylko do mnie przyszli, tylko wszystkich tu nas ciągiem, jak jesteśmy, na ulicy obrobili. Na szczęście.
Mariola ąz się uśmiecha z ukontentowaniem, jak to później określa Ana Martin.
Nie myślcie panie, że ja jakaś zła jestem. Nie. Ale już myślałam, że to się na mnie uwzięli. Tacy jedni, albo los.
Bo to drugie włamanie już miałam, jak tu na Alsembergu robię.
A tak na szczęście się odczarowało.
Ojej i nie ojej, martwimy się i nie obie na głos chórem anino-kseninym. Ana tak kazała mi pisać, te -niny na końcu dawać, normalnie, jakbyśmy Ruskie jakieś były, mruczę pod nosem.
Co też słyszy w lot Mariola, z tym że nie do końca, i dodaje: nie, to nie Ruscy byli, ani nie Polacy, bo wódka ze sklepu, co to do się do niego obaj włamali, nie zniknęła. Ani nie Rumuni, oni też równo dają.
Wstyd tak mówić i przykro, ale nasi zawsze alkohol zabierają. Tu nic, więc Albania albo Arabowie jak nic. W dwie ekipy przyszli. Skąd wiem? Ano bo u mnie ślady po wielkim łomie, a u sąsiadki ze sklepu po małym. To przecież by tak nie dopasowywali, tylko na szybko działali.
I powiem paniom, co na szczęście się jeszcze zdarzyło: że nie wyszłam do nich jednak, jako się to działo. Policja tak mówi.
Bo noże mogli mieć, kiwa głową Ana.
Właśnie. Więc na szczęście tylko tak się skończyło. I policja wierzą, i asurans, że nie symulka. 10 lat im uczciwie płace, to zwrócą. Tylko z tymi drzwiami kłopot będzie, wymieniać trzeba. No ale na szczęście tylko tak się skończyło.

No comments:

Post a Comment