Podobno na Sanżilu i okolcznościach jest niemiła obsługa. Hmm.
Bo ludu tyle, że klient it ak przyjdzie.
Hmm.
Oto opowiastka w temacie.
Tę nową galerię u mnie na rogu widziałyście ? przypomina sobie oto przy kawie taka jedna z Iksela, o brązowych włosach na wzór psa swego, co to tego psa cziłałę, widział ktoś taką nazwę zresztą, że zwrócę uwagę? Może na Ikselu widział, bo na Sanżilu juz mniej, a w Łapach takich to w ogóle i wogle takich zwierząt nie było.
Więc psa mamy, mały i miły, dzieci ją karmią, a ta chce więcej, nienażarta; no ale to opowieść o Sanżobie jest, gdzie takich cziłał dużo zresztą na pewno.
Wracając do tej galerii, wraca do tematu właścicielka psia; ale nie handlowej, w sensie: nie bardzo handlowej, bo mała, tylko pierścionki i takie tam się walają - Ana Martin nie znała tej to, ja też nie, a trzecia artystka w ogóle i wogle nawet lokalizację ikselską słabo obejmowała rozumem, bo nowa ci tu ona w okolicznościach.
Ta od cziłały ciągnie: w tej galerii toż żywego ducha nie uświadczysz, czasem tylko jakaś paniusia z Sanżoba przemknie, bo to jej koleżanka pewnie była tę galerię otworzyła.
Artystka zdziwiona na to, skąd wiadomo, że z Sanżoba.
A Ikselska na to, że przecież wiadomo, bo one wszystkie tak samo wyglądają;
jak czyly?
Wam opiszę, opisuje Ikselska.
Około 50-60 lat. Blondynko-siwa. Opalona. Złote kolczyki. Często dżinsy, na to drogi kożuch lub futro. Torba beż lub brąz stonowany obowiązkowo.
Leci od swej beemki itp itd, bo biletu zapomniała wsadzić.
I kupuje te łańcuchy nowe?
Ależ skąd. W tej galerii takie ceny walnęli, że nawet Sanżob się za wyfryzowane głowy łapie. Na otwarcie owszem, wszyscy chętnie przybyli, że do północy merce i audiki w 3 rzędach stały. Wypili, zjedli, pooglądali, pochwalili i poszli. Pijani mniej lub bardziej
I nie wracają.
I jak się to utrzymuje, dziwię się.
Nijak. Nie musi. Bo to galeria fan taki. By było się czym w życiu zająć.
I z Sanżoba ruszyć w miasto.
No comments:
Post a Comment