Monday, 6 February 2017

dzielnicowy

Garfield normalnie, mruczy Ana Martin po drodze, jak na ulicy mijamy policjanta z wąsem. Pacz Ksenio, toż to on jak Garfield wygląda.
Co to jest garfilt mamusiu, odzywa się z dolnego piętra spaceru starszy czujny pasażer buzka.
Kot Garfield, objaśniam - dumna, że coś i owoś wiem.
Taka postać z bajek.
Banio, cieszy się młodszy pasażer.
Mamusiu, a ja znam tego kota?
Nie bardzo, to dla starszych synku. 
A to on tu szedł, ten kot? dziwi się Iwonek.
Nie, tylko ten pan policjant jest bardzo do niego podobny. Ma rude włosy i wąsy kocie. 
Ty go znasz?
Nie, ale cały czas go spotykam. Jak krąży po ulicach, pracowicie dzwoni do drzwi, spisuje lokatorów na legalu i tych na czarno, kreśli, wykreśla, dopisuje. 
Bo dzielnicowi na Sanżilu w dużej mierze tym się zajmują: liczeniem lokatorów. Choć nie zawsze się udaje, czego dowodem Skarbek, Molenbek i zamachy.
To tylko ludzie w końcu.
Nasz Garfield swego rewiru pilnuje. Tak to się nazywa w kryminałach, przypominam sobie.
Jak łowny kot zupełnie.
No i przemówił do mnie ostatnio. Bom zgrzeszyła nieco, przyznaje się Ana.
Tak? a jak? 
Rowerem tradycyjnie jechałam chodnikiem. I to prosto na niego. Nie zlękłam się. Co go trochę zbiło z tropu, bo ja tak se pewnie sunę, uprzejmie go wymijając jednakże.
I co zrobił?
Jak to miły policjant w Belgii: miło się zachował.
Palcem pogroził i rzekł: pa sir le trotłar madam. Na ulicę!
I on poszedł dalej, a ja dalej pojechałam chodnikiem.

No comments:

Post a Comment