Deszczowa sobota też do czegoś służy, obwieszcza w deszczową sobotę rano Ana Martin. Mianowicie do tego, by Iwonkowi ściąć jego czuprynę.
Mamusiu, nieeee. Ty mi podetnij znów.
Taaak synku. Mamusia aż tak pięknie nie umie obcinać jak pani Mariola.
Umiesz!
Nieee, łapie się za włosy Groch. Nie ciach ciach.
Trochę ciach ciach tak tak.
Więc ruszamy w dół Alsembergiem. Nie pada.
Wchodzimy do środka. Pada.
A tam tłum! Jedne robią pazury. Inne patrzą, jak się te pazury robią. Łykend, wiadomo, niedziela idzie, ładnie będą wyglądać w kościele.
Ktoś mały ogląda rybki. Ktoś woła z zaplecza. Ktoś czeka na swoją kolej, ktoś się umawia na później. Harmider. Radio nadaje po miejscowemu. Jak to u Marioli, jak się Sanżilaki i okoliczności zejdą.
Rozmowy interesujące nawet nie kwitną, Ana Martin nie ma czego słuchać, więc wyciąga Kubusia Puchatka i czyta o przyprawie na biegun.
Pojawiają się zdziwione spojrzenia, że oto matka czytająca. Ale podziw jest też.
A Ana - mimo że zajęta - korzysta ze swojej słynnej podzielnej uwagi i nagle strzyże uchem, bo JEST.
Co jest, Ksenio?
Cytat jest. Dnia i roku jak na razie nawet.
Oto znad pazurów pada pytanie:
-Mamo, a w Tunezji to jaka religia jest.
Z drugiej strony pazurów, ich właścicielki wręcz:
-Buddyzm?
Mariola, nieco zdekoncentrowana znad przerzedzonej głowy pana:
-E tam, muzułmanie.
I łypie okiem na Anę, szukając potwierdzenia.
Pazury odzywają się: A buddzym to gdzie?
Mariola - To gdzie indziej.
Pazury: - Ale Afryka?
Ana łaskawie:
-Nie Afryka, Azja prędzej. Chiny, Indie, te rejony. Tybet, o!
Pazury ucieszone:
-Właśnie! To tam chciałam pojechać na wakacje.
O!
No comments:
Post a Comment