Tuesday, 21 February 2017

miszcz burmiszcz

Jes!O jes! Jes i jest! Udało się, krzyczą od tygodnia Maliniaki wszelkie.
Czy Maliniacy?
Malinowscy.
Cieszą się w każdym razie jak szaleni w Malin, pisanym jako Malines, Malinowie belż takim, bo mają oto łinera. Prawdziwego! Światowego!
Burmiszcz wygrał konkurs na burmiszcza!
A nawet jeśli tylko europejskiego - o rany, to żadne wielkie rzeczy, tylko też czysta korzyść i przyjemność, że to właśnie my.
Znaczy się - oni, Maliniaki, ale na Sanżil i okoliczności też spada trochę sławy, czy splendoru, jak to nazywa niezrozumiale z angielska Ana Martin - bo to jednak miło mieszkać w kraju, gdzie rządzi miszczu burmiszczu, nawet jeśli nie wprost nami.
Może teraz powoli będzie miedzy nami, bo pewnie go porwie wielka polityka i zbliży się do Brukseni, kto wie, wieszczy Roman.
Czym wygrał?
Moim zdaniem punkt na wstępnie za sympatyczny wygląd, daje punkt na wstępie Ana.
To tak. Ale tak bardziej politycznie?
Za to, że z upadłego Malines zrobił nieupadłe dumne Malines, gdzie każdy się czuje jak u siebie. W tym liczni emi-imi-granci z Afryki Północnej, którym kiedyś tam podobno wcale nie było do śmiechu, bo jakoś tak niemiło się im tam żyło.
A już na pewno nie malinowo.
Przed 2001 r., kiedy to nastał nam łyner łiner.
Za to jak się nie zabierze do roboty! Jak nie powprowadza zmian - no to teraz już zupełnie coś innego! Każdy w Malies czuje się jak u siebie w domu - do tego stopnia, że nikt nie nawiał mu na żadną wojnę do żadnej Syrii czy innego Iraku.
Właśnie za to dostał nagrodę - że każdy się czuje z grubsza jak u siebie. Może pogoda nie ta, co w Afryce, ale równie miło.
Malinowo.
No to zdradzę imię i nazwisko na koniec. Bart Somers.
Za nim na podium Grek i niemiec. Gdzieś tam dalej Polak.
Brawooo!


No comments:

Post a Comment