Monday, 6 March 2017

piaskownica

Ferie jeszcze raz.
Taka scenka z piaskownicy. Chodzimy po muzeum. Gadamy o 8 marca, bo blisko, od dziś to nawet za dwa dni, że przypomnę.
Fajnie.
Iwonek czerwony, że hej, bo grzeją, jak w Polsce D nie przymierzając.
Mina synkowa szczęśliwa, to i Ana spokojniejsza.
Cisza przed burzą to jednak. Bo w ferie wojny niespodziewane muszą być oczywiście, polsko-polskie oraz zagraniczne, dziecięco-dziecięce i matczyno-matczyne.
Mianowicie w piaskownicy tejże muzealnej. 
O pędzel. Którym można bylo omiatać kostki. Dinozaurów, albo i matek, co tam nogi obok trzymały, czyly były regularnie obsypywane.
Bo w piaskownicy ludzie w wieku 2 lata - 10 lat.
Co oznacza, że jedni są silniejsi niż drudzy.
Na przykład taki chłopczyk z kręconymi od naszego blondyna.
Pędzel za to jeden.
Zarekwirowali go bracia tego innego. W lokach.
A nasze chłopaki też go chciały.
Nasi mniejsi, tamci więksi  Nasi może i waleczni, ale się boją. Tamci wiedzą, że więksi boją się mniej.
Najmniej boją się matki. Ana Martin czyly z jednej strony i takie w chustach z drugiej. Nazwę ten strój brzydkawy po imieniu, a co mi tam.
Więc wybucha dyskusja. Zaczęta przez Anę, która wymaga podzielenia się pędzlem i wspólnego omiatania kości przez naszych i innych.
Inni w piaskownicy może i by ustąpili, bo widzą, że z Aną to nie przelewki, ale matki stamtąd - nie.
I jak nie zaczną się okładać. Słowami. Niby o dzieciach, a naprawdę - o czymś innym.
I teraz napisać to, czy nie? Co myślę?
Napiszę.
Bo to może o tym, że ma się tyle dzieci, że się nie da ich upilnować w tej piaskownicy. 
Może o tym, że ma się je w imię wyższej konieczności? A sił na upilnowanie - mało?
To się zwie religią, podpowiada Ana Martin.
Toć to mówię, na to Roman.
Ale wy przecież z dala od kościoła, ja już.
My nie, inni.
Wojna, uśmiecha się Ana. Kultury. Kraje. Ferie. Belgia. Emi-imi. Wszyscy naraz. Dobrze, że wymyślili szkołę i się uspokoi.

No comments:

Post a Comment