Wiesz może, co robić, gdy ktoś umrze? Też nie wiedziałam, ale już wiem. Bo ta rodzina, co w Owerajze do nich jeżdżę na całe wtorki, i dlatego wieczorami w poniedziałki do was nie chcę przychodzić, tam to daleko, normalnie busem trzeba jechać o szóstej, no więc w tej rodzinie umarł ten mąż.
Ojej. Nagle?
Nie bardzo, raka miał. Na wykończeniu był. Wiadomo było, że nic z tego nie będzie. Ja to tam normalnie raz przyszła, patrzę - nikogo nie mam. To i zaczęłam sprzątać, jedna godzina mija, nie ma, druga- nie ma. No to wzięłam zamknęłam drzwi za sobą, bo teraz normalnie już klucze mam wszędzie prawie, tylko do was nie.
Bo do nas to blisko, a ja mam często gości, to nie mogę ci dać.
Wiem, wiadomo, to tu po dzielnicy, jak u mnie w Malinowie normalnie.
Ale to fajnie, że tu zaufanie takie do drugiego człowieka mają, że klucze dają, ja soebie w Malinowie nie mogę wyobrazić, że ktoś mi klucze da do siebie. A tu proszę.
Ale że te klucze tam miałam, to akurat dobrze, bo by mi czeki przepadły na to umieranie. A tak to zadowoleni byli, że mimo że w szpitalu - to jeszcze czysto. Bo oni to bardzo czysto chcą mieć, nie jak Belgowie normalnie, po pogrzebie to normalnie dziesięć godzin tam byłam chyba, tyle było prania i prasowania, magiel w domu mały mają do pościeli nawet.
Do tych dzieci, co od ciebie kontakt miałam, po południu nie mogłam nawet, tyle obrusów.
I jak ten pogrzeb? Co zrobiłaś? Bo ja to w ogóle na szczęście na prawie żadnym pogrzebie jeszcze nie byłam.
Ja właśnie też nie. Ale kwiatek zaniosłam i coś tam powiedziałam, ile to ja po francusku umiem w końcu, że mi przykro i takie tam.
Ale oni zadowolone miny mieli jakieś takie i tak.
Dziwne. Ale może wiedzieli, że na wykończeniu był, to i nie płakali. A może tu tak ludzie mają. Jacyś inni są od Polaków.
I całe szczęście.
No comments:
Post a Comment