Sanżil i okoliczności powariowały na równi z resztą świata, obwieszcza Ana Martin. Żeby nie można se już normalnie pogadać, by się nie zachwycać jakimś tam penaltim?
Megazachwycać, jak mówi Sąsiadek, ups, mega psze-pra-sza-my!
No dobra, też trochę żeśmy z tego medialnego ryku skorzystali w poniedziałek, nie powiem, niech już będzie, że coś z tego nie wyszło na plusa.
Mianowicie brak kolejek pod ratuszem. Tak, naszym sanżilowskim pałacem, najpiękniejszym w całej Brukseni i okolicy, owszem tu, a gdzieżby targ gdzie indziej niby, jak nie tu, no gdzie?
Było tak, żeśmy se późno na targ poszli, wszystko przez motor Romana, który - feministki na ef to wiedzą - wcale nie mknie, jak na reklamie, tylko głupio stoi w brukseńskim korku, nie to co tramwaj; a więc jak już w dwójkę zjechali na dzielnicę, motor, na nim Roman, nie na odwrót - to wyruszyliśmy pod ratusz.
Ana złorzeczy, że późno, że będzie stanie. Niby mijamy jakichś ludzi pomalowanych, niby trąbią na potęgę - ale Ana twardo zła, nie łapie, co się dzieje w okolicznościach.
A to lebelż, ale! Aleeee! Allez!
Roman milczy skruszony. Motor mu bokiem wychodzi, widzę.
Ja się wyłączam.
Chłopaki wesoło podskakują, wiadomo, szykuje się piadina iwonkowo-groszkowa, w liczbie dwóch.
A tu niespodzianka.
Wcale a wcale nie czeba było czekać. Dziwna pustka. Nikt nie pali, nikt nie pije. Aleeee! Allez!
Paczymy na zegar, sprawdzamy.
Szósta, a nawet pół po.
Dziwne.
Miny targowców nietęgie.
Pytamy dziewczyn, co zacz się dzieje, a one - uśmiechnięte, lecz widać, że i wściekłe nieco na futbol, jak Ana zupełnie, w końcu też femnistki: tu se pa Ana? Le szampjona! Ludzie oszaleli. Do barów pognali, zamiast pić i palić na świeżym powietrzu.
O jezu, kibicują, o jezu, narzeka Ana. Allez! No to nic, nie martwcie się, pewnie zaraz przyjdą. Głodni i głośni. My tymczasem skorzystamy i bez kolejki zakupimy produkty.
I tak się stało. Napłynęli po czech golach, którymi Belgia zmiotła Panią Me, zwaną też Panamem. Kto? Naród, nie ten naród, za to lebelż i labelż wspólnie, a wraz z nimi dziatwa, co to ją na bogato w szkołach obmalowali.
Wszyscy głodni i głośni.
Allez!
I od razu sanżilowska norma. Uff. Można odetchnąć.
A naród, ten naród - we wtorek grał. I przegrał.
Jakoś Ana nie płakała. Za to szloch kibolstwa szedł, oj szedł po Sanżilu i echem się odbijał, i czkawką.
Allez!
No comments:
Post a Comment