Namnożyło się tych luksusowych piceryj na Sanżilu i w okolicznościach, namnożyło, ale i tak nic się nie może równać z ich nazwami.
Bottega - od dawien dawna króluje na Sanżilu.
Marczella- od niedawno robi swoje pod kościołem na świętej trójcy. Trynite.
A teraz jeszcze pasta madre.
Co to się wepchała przebojem w marokańskie naleśniki na Lemonje.
Okej, to Anesens bardziej, okej.
A najfajniejsze to, że taka jedna, co z innymi se poszli tam na pastę nie do zębów, ale tak się teraz mawia, od sasa do lasa, czy Polska A, czy D, czy inne kraje - pastę zwaną makaronem ongiś ogniś, ale dlaczego by dziś mówić po prostacku tak doprawdy, a fe, nowe przyszło w końcu, czasy i w ogóle - nadziwić się nie mogli, że na picę trafyly.
Tylko i wyłącznie.
I czeba było Any dopiero, jej talentów, zwanych ostatnio kompetencjami lingwistycznymi, że mi pozwolicie zacytować litera po literze - by się okazało, że te dwa piękne słowa: pasta madre, pasta i matka w jednym - w tłumaczeniu na nasze dają zwykły ...zaczyn!
Madre mia po prostu się z tego zrobiła. Jak zaczyn wyrobiła.
No comments:
Post a Comment