Niektóre słowa, te nowe szczególnie, o których w XX wieku się nawet nie śniło filozofom, w tym filozofkom i Anie Martin też nie na dokładkę, mimo że też jest cała w całości z ubiegłego stulecia, mają charakter niezwykle międzynarodowy. Normalnie rozprzestrzeniły się, uff, co to za słowo niefilozoficzne dopiero do zapisania tak na marginesie (elektronicznym), po całej Unii i poza nią pewnie też, i teraz masz babo placek, bądź mądra babo i szukaj wiatru w polu, skąd one pochodzą.
Taki lans na przykład. Nie tak całkiem dawno nieznany zupełnie, a teraz wszechobecny i wszędobylski. Bardzo widoczny przez to, szczególnie przez tych, co się lansują. Których to w znacznej mierze nie lubi Ana Martin, bo według niej to nic nie warte, takie pokazywanie tego, co normalne, czyli ciuchów, włosów i rzeczy. Na co komu to, rzuca dogłębnie, jak na filozofkę przystało.
Jaką filozofkę Ksenia, filolożkę, jeśli już, a filozofkę to co najwyżej z doskoku i na własnym, nieprzekładalnym dla tłumów poziomie, mówi tajemniczo. Nie łapię, o co jej chodzi. Lansu w tym niewiele w każdym razie.
Po co mi jakiś lans, protestuje Ana. A chociażby po to, by się wywiedzieć i zrozumieć, o co chodzi w tej aferze o gminie lans. Lans, z dużej się należy, nie tylko dlatego, że po kropce, ale dlatego, że to bardzo specjalna miejscowość, więc z szacunkiem proszę.
Lans? Nie znam, gdzie to? U nas? W Belgii, pewnie że tak, nie aż tak u nas, jak na Sanżilu, ale też niedaleko, więc u nas mówię awansem. Aaaa, Lasne, olśniewa Anę; ale to nie lans przecież, tylko lan się czyta, a nawet laan, takie długaśne a, którego po PL nie ma. Byłem tam rowerem, wtrąca się Roman. Bardzo tam ładnie i spokojnie, takie Ukle w powiększeniu geograficznym. Dużo miejsca i zieleni. No tak, właśnie tu o tym piszą. O Lanie tym zielonym, łanie łąki lub łąki łanie, a przyrównują tę poetycką całość do roweru. Co ty, gdzie? ożywia się Roman. A jest. Ana, cha cha, rzeczywiście piszą tu, że Lan jest tym wśród gmin belgijskich, co Eddie Merckx, Ksenia, przepisz może po literze, bo to jedno z tych niemożliwych do wymówienia francuskich nazwisk, no więc co ten Edek jakiś tam wśród rowerów. Chyba rowerzystów raczej, wtrącam, a o co chodzi? Że mistrz. Miszczu czyli? Niech będzie po chłopacku, dobra, miszczu. Klasa sama dla siebie.
Czyli na mój rozum niefilozoficzny zupełnie Lan jest najlepsze? Nie. Najbogatsze. Czyli najlepsze, bo jak inaczej? Ana, przyznaj Kseni rację, 9 osób na 10 powie ci, że najbogatsze, to najlepsze, droczy się Roman. Dobra, niech wam będzie, dwóch na jednego to banda łysego, rymuje Ana. To mów Roman, co tam mają w tym Lasne, literuje Ana. Mają najwięcej przestrzeni życiowej na mieszkańca. Który to mieszkaniec może czuć się w związku z tym mniej stłoczony i znerwicowany. O wiele mniej niż ktoś z Lież, gdzie tej przestrzeni jest średnio najmniej. I powstają problemy. Społeczne i takie tam.
O, a co ja widzę, radośnie wykrzykuje Ana. To już wszystko jasne, dlaczego im się tak dobrze żyje: rządzi burmistrzyni. Nie żaden burmiszczu, tylko ona, sołtyska taka. No, wiadomo było. Skądś się ten dobrobyt musi brać. Z mądrego rządzenia. Babskiego, przekornie kończy Ana.
A mi się robi smutno. Bo myślałam, że najlepiej jest u nas. Na Sanżilu. Co ja teraz powiem w domu? Że zamieniłam złe na gorsze? Głowa do góry, Ksenia, pociesza mnie Roman. Może u nas na dzielnicy nie najbogaciej, za to najfajniej. Lansiarsko nawet chwilami. Sam nie raz słyszałem, jak to teraz wypada tu mieszkać i bywać. Jeśli gdzieś jest lans, to nie w Lan, lecz na zapuszczonym Sanżilu właśnie.
No comments:
Post a Comment