Uwaga, literuję, bez akcentów: Asia, Blanche-Fleur, Boateng, Chanel, Cezanne, Grace Kelly, Gifty, Inca, Sourire d'Ange, Sky Angel. To z tych najdziwniejszych w skali Belgii, choć i w Polsce też by wydawały się jakieś takie nieswoje, nazwijmy po ludzku: niechrześcijańskie.
Lea, Lucie, Emma, Zoe, Loise - to z tych najpopularniejszych w Walonkach. Poszło łatwiej, bo i krótsze i bardziej ludzkie.
Aya, Yasmine, Lina, Sara, Sarah - te królują u nas na Sanżilu, choć chyba jeszcze bardziej na Sanżosie i Anderlechcie, sądząc po nie całkiem chrześcijańskim pniu zawartym w tym słownictwie. Aj aj aj.
Emma, Marie, Elise, Julie, Louise - to już Flandria, piszę w wersji oficjalnej, bo Ana stoi i nadzoruje, by nie napisać po sanżilowsku.
Ha, i co to było? Otóż to - pojawiła się lista najpopularniejszych imion, po tutejszemu prenomów. Zachwyciła mnie, ale mucha nie siada co? Szczególnie jak się rzuci okiem na te najciekawsze. Dziewczęce już dałam radę spisać/sklikać. Pora na męski, to mi dopiero wyzwanie:
Zidane, Ayrton, Bonheur, Courage, Ecclesiaste, Eden, Ronaldo, Joel-Lajoie, Thorgan Hazard - nie wiem, czy wszystko to tylko imiona, czy też może jednak jakieś niki do komputera, bo brzmią nieprawdpodobnie. Ana Martin twierdzi, że w Polsce A by nie przeszły; na ile znam Łapy i tamtejszych obywateli, dziwiących się nawet niewinnej Julii, to w Polsce B też nie. A tu tak! I to jeszcze to są imiona, które wybrało więcej niż 1 para rodziców, bo tymi pojedynczo nadawanymi nikt by sobie głowy ani komputera nie zaprzątał.
Ana, a w Polsce jest ponad 20 Izaur, wyobraź sobie, więc wszędzie dochodzi do absurdów, przypomina Roman. No tak, ale to było dawniej, podobno kiedyś leciał taki serial. Z męskich imion wybijał się tam tylko Leonjo, brzmi prawie że jak zwykły człowiek. Teraz co innego na fali. W Walonkach: Nathan, Hugo, Louis, Theo, Ethan. Powiem nieskromnie, że ładnie. Sama znam przedstawicieli niektórych prenomów, z tym że starszych, to nie wiem, czy ich ująć w tej kalsyfikacji końcowej, czy jednak zakwalifikować do innej grupy. Póki co, rzucam Brukselą - tu rządzi
Adam. Za nim Mohamed, spadł po trzech latach górowania czy ilu nie wiem. Potem dziwny Rayan, Gabriel, Anas - bardzo ładne to ostatnie, męska wersja Any. Cha cha, słyszysz Ana, to meska wersja Any, ale masz rację Ksenia, dobrze kojarzysz w sumie, co Ana? Ana jakaś niezbyt zadowolona, może przez to, że nie chce mieć wersji męskiej, jak to feministka; inny powód naprawdę mi nie przychodzi na myśl.
Lecę dalej: we Flandrii rodzi się głównie mały Lucas, Liam, Louis, Wout, Mathis - chyba się nie obrażą, że tak ich ujęłam w liczbie pojedynczej, choć wielu ich, więc są liczbą mnogą. Uff, dobrze, że poszło gładkoi bez akcentów, czyli i bezbłędnie.
Ciekawy ten Adam, zastanawia się na głos Ana. Chyba nie tylko dzięki Polakom, tym się tu nie wygrywa...pewnie przez Polaków i tym podobnych, co najeżdżają Sanżil i okolice. Ale przecież to imię nie tylko hebrajskie, mądrzy się Roman. Jakie znów hebrajskie, oburzam się? Polskie przecież, jak wół stoi. Ilu to ja znam Adamów, to nawet nie zliczę. Adasiów jeszcze więcej, to niech mi nikt tu z jakimś hebrajskim, czyli wiadomo jakim tak w ogóle, nie wyskakuje.
Cieszę się, pasuje do Ayi, ignoruje moje uwagi Roman. Ai chyba, śmieje się Ana. Patrz Ksenia, odnieśliśmy wspólne zwycięstwo razem z Marokanami, jak to mówisz. Kto by pomyślał? No nie wiem, dobre może w tym to, że nasi górą, ale z reszty - z czego się tu cieszyć? Żeśmy nie tacy wyjątkowi? Przecież na nasyzm placu zabaw biega już w międzyczasie Archibald, Achilles i Maria Anżelina. Za nią Andżelina z Kirgizji chyba, to takie państwo, dopytałam Any. One to mogą się chwalić, że niecodzienne, a nie jakiś tam Adaś.
Naprawdę wyjątkowi to byśmy byli, jakby można nazwać maluchy jak w Ameryce: google, burger, hashtag. Z małej czy dużej, obojętne. A w Belgii dopuszczono ostatnio takie cuda jak w Marvelous, Rembrandt, Brooklyn, Catleya i Rihanna, dodaje Ana. Całkiem całkiem. Niektóre nawet mi coś przypominają.
No comments:
Post a Comment