Friday, 17 January 2014

(110) zuchy

Ciągłe zmiany klimakterium w nowym milenium, że też tak inteligentnie połączę dyskurs ekologiczny z historycznym oraz literackim, dają nam w kość, oj dają. Ile to się nasłuchałam w Łapach jeszcze, że kości łamie (coś), w kościach łamie (samo z siebie chyba), tu strzyka, tu kłuje, tu wilk, a tu korzonki. Wszystko z pogody.
Daje nam więc aurora do myślenia. Nawet Ana Martin się zgadza, bo czy to normalne, by w styczniu niemowlakowi ani razu nie włożyć rajtuzek? Roman się tylko cieszy zresztą, to piękny młyn na jego wodę, bo on nie lubi takich strojów dżender. Tolerancja tolerancją, ale jakieś granice w końcu trzeba sobie wyznaczać, inaczej by się człowiek łatwo zagubił w tej cywilizacji. Życia i śmierci, bo i tak może być, kilmat jest dziwny, jakiś taki milenijny doprawdy.
Tolerancja tolerancją, podpatruje Ana przez ramię, ale zdecydowane nie dla cywilizacji błędów i nonsensów. Co za aurora, co za klimakterium? Aurorę to ty może i ujrzysz w lutym, bo w styczniu na Sanżilu nie ma szans. A klimakterium jeszcze długo nie, chrząka Roman, trochę nawet zaczerwienia się przy tym, chyba z tego krztuszenia się. A aura to pogoda. A Aurora to imię. Albo jutrzenka. Msza taka? Skąd, dziewczyno. Wschód słońca prawie, no a teraz sama widzisz, że słońce wschodzi późno. Ale też wschodzi, wtrąca Roman, już bez kasłania. Nawet w obliczu zmian klimakteryjnych, dodaję mądrze. Klimatycznych, poprawia Ana i wraca do nowych, milenijnych zadań. Ładny ten nowy przysłówek, to i się nim dziś posługuję intensywnie. Dźwięczne i wieloznaczne. Aż dziw, że w związku z nowym rokiem prasa się tak rzadko tym słowem rozpisuje.
Bo milenium to tysiąc moja Kseniu, pretensjonalnie mówi Ana. Milenium nowe czy nie, ale fakt, naprawdę nie wiadomo, jak się ubierać, czy półnago, czy jednak pół ubrania, co na to samo wychodzi. Ach, przypomniało mi się, co widziałam, ma olśnienie Ana. Grupki facetów w majtkach. Gdzie? W metrze. W niedzielę chodzili. Hmm, ciekawe, akurat to był ten jeden jedyny zimowy dzień. Rodzynek albo rodzynka. Ciekawe, jakaś akcja? analizuje Roman, od razu widać chłonny, męski umysł. Ciekawski inaczej. Mam - już znalazł. Zdolniacha. Była akcja. Ogólnoświatowa, choć zapoczątkowana w Ameryce. By chodzić w slipach cały dzień. 
Ale w której Ameryce to wymyślili, dopytuje Ana, też ciekawa, od razu widać, że dżender ma coś na rzeczy, że to męskie hormony w tych ferministkach. Chyba Południowej? bo na Północy zima w tym roku okrutna, klimakterium totalne. Nie, Północnej, potwierdza Roman sam swoje słowa. Co za fantastyczny pomysł, raduje się Ana, ale chyba jakoś tak jej się to wydaje głupie. Roman, a po co w slipach? Dopytuję. To przecież nie od dziś wiaodomo, że stawy można sobie przeziębić. Jak Ana, o właśnie. I kolana też. Boli, a po co? A na co?
Nie wiadomo, rozkłada ręce Roman. W Brukseli naliczyli 400 uczestników. W środę pewnie by było więcej, wtrącam, było z 15 stopni. Źle datę wybrali. I to w Ameryce? Naprawdę cuda się dzieją w tym milenium
Zresztą gołe kolana to na Sanżilu żadna nowość. Owszem, grupa wiekowa się nie zgadza, bo w metrze to była grupa docelowa dorosłych. A ja, jak chodzę z wózkiem, to co rusz widzę dziecinnych harcerzy o lokalnej nazwie skauci. Zawsze w kótkich spodenkach i nigdy nie marzną. Dziewczynki skautko-harcerki tak samo. Zuchy urodzone! Zadowoleni z życia i ganiania. Zimny chów, co chcecie. Czasami aż strach patrzeć na te fioletowe nogi, ale dzieciarni to chyba o dziwo wcale nie przeszkadza. Ganiają szczęśliwi po śniegu nawet, sama widziałam, jak przysypało rok temu. Coś mi się wydaje, że Iwonka Martinowie też pewnie zapiszą, bo jak dalej tak bez rajtek pobiega, to nagość będzie dla niego naturalna. Jak i ten drugi dialekt lokalny, którym głównie się posługują w harcerstwie. Zdobędzie odznakę tłumacza i będzie skaucik jak się patrzy. W zdrowym ciele zdrowy zuch!

No comments:

Post a Comment