Jakby ktoś nie wiedział, a jednakże chciał sobie lokalnie pazury dolne lub górne zrobić na Sanżilu na bóstwo, na przykład na ślub jakiś albo inną podobną okazje, co to się nam zdarzyła była np. w Łodzi niejakiej - to niech się strzeże, do kogo trafia. Nie wszyscy się lubimy, o nie.
Wojna polsko-polska dzielnicowa? podśmiewa się Roman.
Bo paczcie sami. Jest tu u nas na dzielnicy, taka jedna, powiedzmy, że ma arcypolskie nazwisko, nie jej własne, ale ślubne, mężowskie, jak wszystko ma być - przypominam, że nie każda na Sanżilu musi być takim dziwadłem od razu jak Ana Martin czy inna Rita i przy swoim obstawać, nawet jeśli za mąż na staro szła i niby do innego niż ojcowskie się nie przyzwyczai; są jeszcze takie, co to po bożemu dar od męża z zadowoleniem przyjmują i mężowymi się stają, jak ta od pazurów właśnie. Co to dzięki tym eszetcezeteom od razu została zidentyfikowana przez robiącą pazury jako Polka, więc z zadowoleniem niejakim, bo nie trzeba się będzie produkować w dialektach znad roboty. A że robota może potrwać, od stanu pazurów zależy bowiem - to wiadomo.
Więc Eszet też zadowolona, bo okazuje się, że na Sanżilu można mieć polskie pazury na polski ślub. I to w domu u siebie, co wygodne.
I taniej, co ważne w Poznaniu podobno.
Więc w porozumieniu ze ślubnym Eszetem ta Eszet ustala termin, co by maluch pod nogami przy pilnikach się nie plątał, i dzwoni do pazurów jeszcze raz.
Pazury pytają, co to za adres jej tu zapodają.
Eszet, że na Foreście.
A pazury nagle obudzone patriotycznie, więc przebudzone nawet, pytają: ale nie , skąd z Polski jest, pytam.
Eszet na to: z Poznania.
A pazury: o nie, jak z Poznania, to nie znam i nie robię.
Kurtyna.
A jak jeszcze dodam, że na ślub Eszet dotarła i bez pazurów, i bez obcasa, to sami zrozumiecie, że Poznań faktycznie nie tego owego ostatnio, panie.
No comments:
Post a Comment