Wakacje już za nami, nawet wrzesień się skończył, jak to nazwać? Jesień chyba. Wszyscy już dawno na miejscu, ale w końcu ile może trwać la rentree? Nawet płacze niezadowolonych przedszkolaków na wykończeniu, przyzwyczaili się do nowej biedy, która wkrótce będzie starą biedą. Jak wszystko i wszyscy. W lepszym lub gorszym zdrowiu i sprawności.
Sami swoi. Nikt nie przyjeżdża.
O nie, wypraszam sobie. Ja na Luksemburgu, co tam blisko komisji go wybudowali, nie tym, co za granicą - a więc ja tam wczoraj, krążąc z Grochem w charakterze wózkowej, dojrzałam wycieczkę z Polski. Hałaśliwą dość, w sensie: krzykliwą, w sensie: z hasłami i okrzykami w języku polskim. Nieduża ona ci była, ale wyglądała na bojową.
Na Luksemburgu wycieczka z Polski, dziwi się Ana Martin. Hmm...to nie mieli już czego zwiedzać w Brukseni, że musieli się udać szlakiem barów ojrokratów pijaków? Przecież tam nic nie ma, dziwi się. Nabici w butelkę przez biuro podróży, ot co. Pewnie po powrocie do kraju pójdą się poskarżyć do mediów i znów będzie o czym nadawać, zamiast o problemach, wieszczy Ana.
Ana, nie tym razem, wchodzi ślubnej w słowo Roman. Myślę, że Ksenia z Grochem widzieli protest polskich rodziców niepełnosprawnych dzieci. Przyjechali do Brukseni, bo w Polsce wyczerpali już środki perswazji na rząd, ogłosili publicznie. I uradzili, że będą działać u źródła.
Jakiego źródła? pytam.
Pieniędzy, które mogliby dostać i w Polsce A B i C, gdyby nie szły na inne potrzeby, w rodzaju skoki, emerytury wojskowych, policjantów itepe, stwierdza Ana.
Ana, to przecież inna pula w budżecie; ale coś w tym jest, że ci biedni ludzie nie mają już się gdzie udać, więc chyba z rozpaczy tu przyjechali.
Ale po co, i tak nie rozumiem.
W skrócie: chcą, by ich zobaczyli i usłyszeli; żądają podwyżki kwot przyznawanych na niepełnosprawne dziecko pod opieką i uznania, że opiekowanie się nim to pełnoetatowa praca.
Pełnoetatowa? wydyma wargi Ana. Pełny etat to jest ze zdrowym dziekiem. Z biednym, chorym, to z pięć etatów. I nigdy się z tego nie wychodzi.
Ksenia, powiem wprost: choroby są niemedialne, to żadne gotowanie albo ścianka z ustawką gwiazd, tak więc raz rodziców tych prasa posłuchała, jak ktoś miał w tym widać interes, a teraz znów biedują. Bardzo się cieszę, że uzbierali na tę wycieczkę, jak to nazwałaś.
Ksenia wiedzieć nie mogła, że to nie wycieczka, ja też się najpierw nie zorientowałem. Mógł za to jeden z drugim z polskich ojroposłów, albo lepiej - ojro-osłów - który sam, zarabiając grube tysiące, i to w ojro, a nie w peeleenach, mając zabezpieczenie na starość, bo prawa emerytalne osioł taki nabywa po zaledwie jednej kadencji parlamentu, nawet, jak się nie pojawił ani razu na posiedzeniach - a więc ten idiota, bo inaczej go nie nazwę, wypowiedział się z pogardą o tych biednych ludziach, którzy przyjechali się upomnieć o marne kilkaset złotych, które nawet na pieluchy nie wystarczą.
Ten osioł - geniusz empatii, wyrozumiałości oraz wizerunku, by zwrócić i na to uwagę - uznał mianowicie publicznie, że ci państwo przyjechali do Brukseni na wycieczkę. I skarcił rodziców, że te pieniądze winni byli wydać na swoje dzieci właśnie.
Bo on by tak zrobił na pewno, prycha Ana. Ze swoich mógł sypnąć.
Ojej, głupio mi się robi - to ja to widziałam i nie wsparłam? Też bym się dołączyła z wózkiem. Może bym pokrzyczała trochę na tego osła mądralę, albo go pogoniła przynajmniej groszkowym krzykiem. Ojej. Ojej. Smutek i szczęście wielkie u nas, że o takie sprawy się u nas na Sanżilu bić nie musimy.
No comments:
Post a Comment