Makaronowa policja? Naprawdę? cieszy się Iwonek, wielbiciel makaronu przez francuskie r wymowne, od czasów larentre szczególnie. Nie makaronowa, oj nie. Literki zamień, synku, poucza Ana. Pewnie marokanowa usłyszałeś w sklepie, jak żeśmy gazetkę kongresową brali. To nieładnie tak mówić.
Z Maroka policja. Coooo? włosy mi dęba stają. Gdzie? U nas. Na Sanżilu, owszem. I w okolicznościach, Anderlecht, Molenbek, Bruksenia Tysiąc pewnie też, itepe itede. Już niedługo.
Ale po co, chcę wiedzieć. Mało tu ich, tych to...
Kogo? z fałszywą uprzejmością zwraca się do mnie Ana Martin.
Marokańczyków, przypominam sobie właściwą formę. Choć właściwa to ci ona może w Polsce A, na Sanżilu obowiązują Marokany, i z tego co wiem, w Brukseni Tysiąc też. Tak jest i już.
Policjanci? W ramach wymiany międzypaństwowej, wzrusza ramionami Roman. Normalna praktyka.
No ja to nie wiem, czy taka całkiem normalna, czy ten tu kraj jest aby ci on w końcu taki sam, jak u nich? Czy u nas czasami nie obowiązują inne wartości, jak mówią w tiwi polonia?
Te same, to tylko głupi strach. Ale że w Belgii też się boją, to postanowili zrobić taką wymianę. Niby międzykulturową.
By się lepiej poznać?
Nie, by lepiej zwalczać przestępców - oficjalnie - wyczytuje Ana. By się nauczyć nowych technik, jak to mówią w nowomowie oficjele. A moim zdaniem - by po prostu wyeliminować tu jednego z drugim Marokańczyka. A przy okazji - Arabów z innych krajów. Na dobre.
Zabić czyli, odważam się?
Tak. Bo co to są twoim prawnym okiem, Roman, te wspaniałe praktyki, które stosuje podobno policja marokańska, a nie stosują lebelż? A chętnie by stosowali pewnikiem? Moim zdaniem to po prostu sprawne zgarnięcie delikwenta, wywiezienie na bezdroża i tzw. eliminacja. Brr.
I tego chcą lebelż?
Oficjalnie oczywiście nie. Oficjalnie chcą się wymienić wiedzą. Dlatego młodzi policjanci lebelż też pojadą do Maroka, by się uczyć innych kultur i nabyć wyrozumiałości, która się przyda w czasie interwencji w tzw. trudnych dzielnicach. W Brukseni i tam, gdzie radykałowie. Piękna bajka.
Mnie pytacie? Ta ich wycieczka to ściema, odpowiada Ana, choć się jej nie pytamy. Przykrywka pod to, że tu zjadą Marokańczycy i raz dwa wykończą, kogo trzeba. A ebelż bedą mieć czyste kartoteki.
Albo tak pogrożą swoim zajęciem się rodziną pozostałą w Maroku, że odechce się łobuzować na przyszłość.
E, niedowierzam. To tak można?
Wszystko można, twierdzi Ana. Jak jest wola, to i znajdzie się wytłumaczenie. Aż mi się kiszki skręcają, jak czytam, że policja marokańska ma wspaniałe wyniki pod względem radzenia sobie z radykałami. I że lebelż mogą się wiele nauczyć. Oby obyło się bez wystrzałów. Bo że z gotowaniem makaronu to ma niewiele wspólnego, to akurat pewne.
No comments:
Post a Comment