Nigdzie i nigdy nie widziałam tylu harcerzy, co na Sanżilu, choć w sumie, jak się zastanowić, to nie zaprzecza nigdzie i nigdy. Ach, ten język! Ach, ta polszczyzna i Polska, o które tak się miało dbać w myśl zuchowej i harcerskiej przysięgi! Gdzie te czasy? A gdzie ta polszczyzna oraz Polska? Daleko.
Wróć, baczność! że sama siebie przywołam do porządku. Ksenia, przecież ci harcerze to wcale nie po Sanżilu, tylko po Foreście ganiają. Bo są od świętego Augustyna z placu lub z parku Dudena. Zawsze w biegu i zawsze zajęci. W sumie fajnie. Jak w Polsce B kiedyś, a to lebelż przecież.
Zet-ha-pe?
Nie...chyba skauci? Chyba, oj tylko chyba. Roman na jednych z licznych urodzin zuchów i zuszków starał się zrozumieć, kto jest harcerze, kto skautem a kto wilczkiem. Nie, nie człowiek-człowiekowi-wilkiem, tylko miłym wilczątkiem. Luweto w wymowie, louveateau w pisowni, natomiast lupiotą - dla dziewczynek. I jedyne, co zrozumiał, że na wszystkie te grupy Iwonek za mały. Ale że kiedyś w sumie warto by było, by został: wilczkiem, bo wilczyczką - to chyba nigdy.
Jak będzie miał 6 lat.
To ile mama, pokaż?
Tyle.
I co wtedy mamusiu? Dostaniesz chustę, białą bluzę, granatowe skarpety, szare spodenki, o ile mnie pamięc nie myli, i czapkę. I odznakę. I będziesz chodził na zbiórki...
...ale ja już chcę, wtrąca Iwonek...
Nie możesz synku. Trzeba poczekać.
Ale po co? dlaczego po polsku synku.
A wiecie, że skauci belż są całkiem na luzie, jeśli chodzi o alkohol? To także ich różni od zet-ha-pe, kątempluje Roman, zucho-harcerz z przeszłości. Ile u nas było gadania, że harcerzowi nie przystoi! Że picie splami honor harcerza, sztandaru, rodziny, drużyny i czego tam jeszcze. A harcmistrze pili właśnie, że hej.
W zet-ha-pe? Tak, i zet-ha-er, co się potem wydzieliło czy oddzieliło - też.
To co, tu nie ma wychowania w trzeźwości?
Jest. Ale jest też zdrowy ogląd sytuacji. Mianowicie wyczytałem dziś na stronie skautowskiej, że przewodniczący organizacji zdają sobie sprawę, że alkohol był, jest i będzie. Więc na spokojnie piszą, by to nie on rządził zbiórką. By nie dać się sponsorować wódkom, piwom i winom. By z umiarem.
By dzieci piły z umiarem? dziwię się.
Dzieci to i w Polsce mało piły, mądrzy się Ana. Picie było wyżej, na każdym obozie. Pamiętasz Roman?
Coś tam mi świta ale mało co, i to nie z picia wynika bynajniej, tylko z przeżycia. Lat wielu od tej chwili i zakończenia kariery drużynowego. Pora na nowe. Wilczki i wilczyce. Choćby belż os stóp do głów, a raczej czapy.
Ja chcę! woła Iwonek.
Po słoweńsku drużyna to rodzina, tak na marginesie, uzupełnia Ana. Wilki też się razem trzymają na całe życie. Co swoja wataha, to wataha. Jak z rodziną zupełnie. Najlepiej na zdjęciu, a jak się nie da na trzeźwo - to po alko. Mądrzy ci lebelż czasami.
No comments:
Post a Comment