Larentre, la rentree, okej no, temat mój to ostatni - ale i nieśmiertelny - zaowocowała nie tylko kasztanami i żołędziami? żołądźmi? ach ta polszczyna matczyzna -ale także: urodzinami. Dla dzieci. Organizowanymi dla dzieci i dorosłych. Uff.
Uff, ufa umęczony zabawą Roman.
Uff, ufa nieumęczona zabawą Ana.
Przyszło się nam bawić w ten weekend, hejże ha hejże ha. Owszem tak, bo tańce też były. Nie dorosłych, tylko dzieci. W kółku, w kółko graniste oraz dookoła stołka. Na którym z kolei zasiadłszy, przygrywał gość, też małoletni. Dorośli stali, klaskali, zachęcali i zniechęcali, zależnie od sytuacji.
Udało się przeżyć, ciągnie Roman. Ana, musimy co łykend tak łazić, patrzy na ślubną błagalnym wzrokiem? Musimy, stoi na twardym negocjacyjnym stanowisku Ana Martin, jak ta komisja lub rada jakaś bynajmniej. Musimy, bo jest to wartość dodana do naszego popołudnia - zawsze to czas szybciej leci i dzieci się bardziej męczą - a w szerszej perspektywie: naszego wieczoru. Urodziny i wymęczenie dzieciarni dają szansę na spędzenie go we dwoje, bez szalonej dwójki i Kseni na karku. Nie to, bym Kseni nie lubiła, ale niech se spokojnie na górze bloguje, a nie obrabia drobiazg.
Zgadam się z Aną, Roman, nie licz na mnie. Też wolę blogować, niż obrabiać drobiazg, szczególnie w okolicach północy.
Poza tym, ciągnie Ana, na takich urodzinach, oczywiście pod warunkiem, że są tam fajni dorośli, bo dzieci - mniejsza o to, odnajdą się - wspomagamy innych rodziców, którzy w ten sposób są nam coś winni i kiedyś też nas wspomogą. Czytaj: w urodziny naszego drobiazgu. Czyli szybciej, niż się obejrzymy, czas gna straaaszliwie, od larentre do larentre mam wrażenie, i inne matki obecne na urodzinach też. Kiwały głowami w jeden rytm.
I nie zapominaj Roman, ile to się można nauczyć i kogo nie spotkać, jak to się śmiesznie mówi po polsku, choć chodzi to, kogo można spotkać. A kogo, niby, pytam. Naszych, wiadomo, wzruszam ramionami. Nie tylko. Bo oto okazuje się, że Polacy A i B się mieszają! Że te nasze urodziny na Sanżilu i w okolicznościach już nie są takie homo...
Homo, pada na mnie blady strach. Ana, jakie homo? Toż to małe dzieci! wykreśl mi to z ust! wpadam w słowo, bo jak nie ratować honoru Polaków w tak podbramkowej sytuacji?
...geniczne, kończy Ana, groźnie na mnie patrząc. Jak serki? Nie, te to akurat homogenizowane. Chodzi mi o to, że nie przychodzą na nie tylko nasi, poznani tu czy tam jeszcze, w ojczyźnie matczyźnie, wszyscy z grubsza tacy sami i mówiący w naszej matczyźnie, ale też inni, poznani tu już, bo takich w ojczyźnie jak na lekarstwo niestety: ciemnoskórzy, homoseksualni, europejscy, azjatyccy itepeitede.
Homo-obyczaje?
Tak, homo-obyczaje, homo-urodziny itepe. Wszystkie języki i zwyczaje świata. Jak pochodzą na takie urodziny homo, to dla Iwonka i Grocha koloryt będzie normą.
I co z tego?
Daje to nadzieję, szczególnie w miesiącu wyborczym, że niezależnie od woli ludu, który wkrótce da głos, i w tzw. tym kraju nie będzie tak źle! Że i Polacy A i B idą do przodu, że się odważają an wycieczki w nieznane tereny badawcze. Potem na święta nowe obyczaje zawożą do kraju. Jak nasze chłopaki homo lun nie-homo kiedyś. I to jest ta wartość dodana urodzin! Roman, w sobotę idziemy do Jacusia! A potem - Jabłonki!
No comments:
Post a Comment