Monday, 19 October 2015

(342) gdybym był zamkowym

Jesień ci to wyjątkowa i pod względem koszmarnej pogody - zdaniem wielu, i problemu emi-imi - zdaniem równie wielu. Grupy się te częściowo pokrywają i wzajemnie wchodzą w drogę pod względem różnych deklaracji i emocji, jak to nazywa komisyjny Roman, czy to pozytywnych - że wyjdzie słońce i emi-imi wyjadą przykładowo, czy to negatywnych - że bardzo oczywiście chcemy, ale nie możemy. Znieść deszczu i emi-imi.
Na Sanżilu i w okolicznościach też wypowiada się każdy i każda, w sklepie, tramwaju, pod kościołem. W tiwi, w gazecie, na fejsie, na łolu swoim i nieswoim, swojskim i nieswojskim, pod nazwiskiem lub pod nienazwiskiem. I zawsze jest jakoś tak tej jesieni, że jak się już popsioczy na ciemności i deszcze, to przychodzi pora na emi-imi.
U was na komisji też tak, zwracam się względem Romana. A jakże! We wszystkich językach do tego i z minami jeszcze mądrzejszymi, niż na dzielnicy, garnitur i szpilka zobowiązuje do wyższej formy abstrakcji jakiejś, z czego podśmiewa się Ana, choć co to jest - to ona jedna wie. I jej prezeska.
To jest, jak ktoś się wstydzi przyznać, że nie chce emi-imi, a ubiera to w niby-mądre argumenty. Stroi w cudze piórka? W ładne prędzej. Tak ładne, że za ładne wręcz. Podszyte smrodkiem, że oj.
Fuj! włącza się Iwonek.
Bo mało kto robi coś takiego dla emi-imi, jak pani jedna ze Skarbka. Miała wolne mieszkanko, to i zaprosiła do niego rodzinę z Syrii. I dziwi się w lalibr: dlaczego nie? Przecież puste stało. A tak ktoś skorzysta, zasiedlając. Roman to wyczytał.
Ale ma klasę ta pani, na to Ana.
Ma. Opowiedziałem w pracy, a oni i one: no dobrze, ale my nie mamy przecież warunków, jak ona! Brakuje nam jednej sypialni! Ale oczywiście chętnie byśmy przyjęli, o tak! Gdzie się można zapisać?
To zupełnie tak, jak miejscowy Laurent, niesforne dziecko rodziny królewskiej, przypomina sobie Ana. Też okazało się, że jest za biedny na przyjęcie emi-imi. Ma tylko olbrzymią willę przecież do dyspozycji. Natomiast gdyby miał zamek...
Tak gada serio? nie wierzy Roman.
Sam se popacz. Serio i serjożnie. Mówi, że w obecnej sytuacji warunki mu nie pozwalają, ale gdyby miał zamek...
Do króla pije czyly, brata, wzrusza ramionami Ana. Załatwia porachunki rodzinne czyly.
Wstrętne, co? stwierdzm. Tak rodzinę poniewierać po gazetach.
Wstrętne to to, że bogacz jeden z drugim nie widzi problemu! Widzi czubek własnego nosa.
Jak my wszyscy zresztą. Też nikogo nie przyjęliśmy. Nikt z nas, mniej lub bardziej szlachetnych, nie przyjął i niczym się nie podzielił. Wstyd mi za nas, podsumowuje Roman.
A gdybym był zamkowym? Z zamkiem po Sanżilu ganiał? To co byś powiedziała? Czy emi-imi byś go dała, Ana?
Nie dałabym. I to mnie martwi. I przeraża. Chwała starszej pani ze Skarbka!

No comments:

Post a Comment